- No nieźle. – usłyszałam Germana. Ja nawet tego nie umiała wykrztusić. Przede mną stały palmy, drzewa i krzaki, a na ziemi można było ujrzeć wąską ścieżkę znikającą w półmroku bujnej roślinności. Byłam w szoku. Mogłam się spodziewać wszystkiego. Ale nie TEGO. To było jak sen. Właśnie miałam wkroczyć najbardziej nieznany świat ze wszystkich – świat dżungli. Świat natury. I mimo to, w tamtym momencie nie przejmowałam się specjalnie tym, co mnie tam spotka. Ani jaguarami, ani wszelki robactwem, ani nawet trującymi drzewołazami. Wręcz przeciwnie, byłam dziwnie odprężona i wyluzowana. W końcu odzyskałam dech w piersiach i powiedziałam: - No to co? Idziemy? – zwróciłam się w stronę auta i wzięłam nasze plecaki. Swój zarzuciłam na ramię, a drugi rzuciłam Germanowi. Złapał go, a następnie obserwował jak zamykam auto i chowam kluczyki do wewnętrznej kieszeni w plecaku. - C-co? – jęknął. - No co? Chyba się nie boisz… - uśmiechnęłam się wyzywająco i podeszłam do ścież...