Rozdziała 48

  Następne dwa tygodnie to były rano próby, potem próby, po lunchu próby i wieczorem próby. Nie miałam chwili na odsapnięcie, więc w Studio masaże odprężające robił mi Pablo, a potem wracałam późnym wieczorem do domu i masaże odprężające robił mi German. Hah!
  Zostawałam do późna razem z Gregorio przygotowując poprawki w choreografi, bo Andrès i León dalej nie wiedzieli w którym miejscu w końcu ma być ten obrót, a Gregorio powiedział, że żadnego piruetu nie pozwoli wyrzucić z układu.
  Była sobota.
W końcu!
Wieczór, na który chyba każdy w Studio czekał z niepewnością, ekscytacją i radością.
Za piętnaście minut miała się zacząć pierwsza część spektaklu. Wystawialiśmy przedstawienie w teatrze, w centrum miasta.
Za kulisami stali już Pablo i Gregorio, a ja biegałam jeszcze w garderobach i sprawdzałam czy nasi artyści są już gotowi.
- Gotowi? - zapytałam chłopaków, którzy rozpoczynali przedstawienie.
- Aha.
- Ale na pewno?
- No pewnie!
- To zagrajcie najlepiej jak umiecie. Tak jak na próbach. Tomás pamiętaj o tym przytupie.
Cała ekipka przytaknęła zgodnie.
- No, już. Idzicie. - nakazałam im, kiedy usłyszałam ciszę po drugiej strone kurtyny.
Spojrzałam na mojego szwagra, który stał po drugiej stronie sceny, rownież za kulisami.
Kurtyna się podniosła, a nasi aktorzy zaczęli sztukę.
Obróciłam sję w stronę Gregorio, który stał i ze stresu zajadał banany jeden po drugim. Pozostawało tylko trzymać kciuki.

  Wreszcie. Violetta wypowiedziała ostatnie zdanie, kurtyna opadła przed naszymi uczniami, a obsługa teatru kierowała widzów w stronę holu i kawiarni, gdzie mieli przebywać podczas antraktu.
- Uff, jest dobrze. - mruknął Pablo.
- Jest bardzo dobrze! - zawołałam uśmiechnięta i podeszłam do uczniów.
- Camila, Ludmiła, Viola do garderoby! Musicie się przebrać! León, Tomás, Maxi jazda załatwić ten reflektir u oświtleniowców! Federico, Nati... - wydawałam polecenia młodzieży, a oni tanecznym krokiem wyruszali wykonać powierzone im misje.


- Angie, czy ja mogę cię prosić o wodę? - zapytała Francesca.
- Tak, właśnie! Woda mineralna. Bardzo prosimy.
- Nie mam, ale polecę do bufetu, w holu, i wam przyniosę. - odpowiedziałam i ruszyłam do temtego miejsca.
Stanęłam przy wysokiej ladzie.
- Ma pan wodę? - zapytałam.
- Niestety. Wyszła. - odpowiedział przystojny kelner.
- Cała?! - zapytałam zdumiona.
- Tak, moja pani. Ale za rogiem powinien być spożywczak, tam na pewno mają całe zgrzewki. I będzie taniej niż w tym bufecie. - ostatnie zdanie wyszeptał nachylając się nad ladą i puszczając mi oczko.
- Okej, dzięki. - rzuciłam i wybiegłam z ogromnego budynku teatru w poszukiwaniu "spożywczaka za rogiem".
Wpadłam do niego i po wzięciu dwóch zgrzewek wody ruszyłam do kasy. Szybko zapłaciłam i po wyjściu z marketu skierowałam się na tyły teatru, którędy szybciej przedostałabym się za kulisy.
Kiedy przechodziłam przez kolejne drzwi prowadzące tym razem do korytarza garderób napotkałam dwóch ratowników medycznych.
Serce mi mocniej zabiło.
- Przepraszam bardzo. - powiedzieli, a ja ich przepuściłam.
Potem wyłonił sie jeden trzymając ręce z tyłu, i nosze które trzymał tymi rękoma.
- Dobry wieczór pani.  - ukłonili się, a ja spojrzałam na osobe leżącą na noszach.
Spodziewałam się tam Maxiego, bo mógł sie zdenerwować, że nie zna tekstu. Ludmiły... Leóna... Camili... i tak dalej, ale... nie...
To był Pablo. Leżał z przymkniętymi oczami, blady jak trup.
Wtedy wyłonił się Gregorio.
- Pablo! - odzyskałam głos, kiedy ci już znikali w innym korytarzu. - Pablo!
Pobiegłam za nimi, aż wybiegłam na plac przy tylnych wejściach. Akurat go pakowali do karetki.
- Pablo! Pablo! Co mu jest?! - wołałam i biegłam do ratowników, aż któś mnie nie złapał i nie przyciągnął do siebie.
- Pablo! Zostawcie go! Co mu jest?! Pablo! Nic mu nie będzie? Ja muszę to wiedzieć! - wyrywałam się krzycząc w ich kierunku, kiedy kierowca wchodził do wozu. - Halo! Powiedzcie coś! Nie macie prawa!
- Już... Ciiiiiii... - ktoś mnie uciszał, a ja dalej się wyrywałam, aż w końcu docisnął mnie do siebie, a ja poddałam się i dałam się objąć. - Cicho... wyjdzie z tego.
Usłyszałam warkot silnika i sygnał karetki, który cichł w miarę jak pojazd oddalał.
Spojrzałam na mężczyznę, który zwolnil swój uścisk.
- Angie, nie denerwuj się. Wszystko z nim będzie dobrze. - powiedział Gregorio i wypuścił mnie z uścisku.
- Co się w ogóle stało? - pytałam ciężko oddychając.
- Nic. Uderzył głową i posadzkę... bo się przewrócił... - mówił półsłówkami.
- Aha. Czyli co sie konkretnie stało?!
- Nie, wiem! Słuchaj zaraz zaczyna się druga połowa przedstawienia, a...
- Jasne, leć. Ja pojadę na chwilę do szpitala.
- Bierz moje auto. Będziesz szybciej niż busem czy taksówką! - zawołał rzucając mi kluczyki swojego opla i pobiegł do budynku.
Wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę szpitala.
Było już ciemno. Ruch na ulicy był nie wielki, samochody przemykaly obok mnie, a ja jechałam w kierunku szpitala.
Łzy napływały mi do oczu, ale nie ocierając ich  przycisnęłam pedał gazu i wyprzedziłam trzy samochody. Miałam teraz stać z moim przyjacielem za kulisami i obserwować naszych aktorów i widzów, którzy z zaciekawieniem obserwowali każdy ruch moich uczniów.
Na widowni tego wieczoru zasiedli miedzy innymi Olga, Ramallo, ciocia Fran, Santiago...
Priscilla nie mogła, bo miała pracę.
  W końcu zaparkowałam pod szpitalem i weszłam na SOR.
- Dzień dobry, Pablo Galindo! - rzuciłam do pani w recepcji.
- Tak, już. - odpowiedziała. - Karetka go niedawno przywiozła. Sala sergregacji.
Dziękują pobiegłam z wyznaczone miejsce i wpadłam na salę.
- Dobry wieczór, pani do kogo?
- Pablo Galino. - odpowiedziałam chudej pielęgniarce.
- Czwarte łóżko od końca. Pani z rodziny?
- Tak. - odpowiedziałam.
- W takim razie idę po lekarza. - oznajmiła i wyszła.
Podeszłam do łóżka Pablo i usiadłam przy nim.
Leżał przykryty kołdrą i spał. Jak wszyscy na tej sali. Nie wiem czemu, skoro to tylko sala segregacji.
Był blady, miał w rękę wczepiony wenflon, a jego miarowy oddech mieszał się z oddechami innych pacjentów.
- Witam panią. To ja leczę pani brata. - powiedział lekarz, który sie tu przed chwilą pojawił.
Brata? Aha, no tak. Przecież jesteśmy rodziną.
- Przejdę od razu do rzeczy. Nie wiem kto, ale na pewno ktoś go pobił. - powiedział ostro.
- Co?
- Nie ma problemów z sercem, zawrotów głowy, problemów z błędnikiem, ani z nogami. Albo się paskudnie potknął, albo ktoś go pobił.
- Słucham?
- Proszę panią, pani brat uderzył głową o kamienną posadzkę. Na szczęście to tylko wstrząs mózgu, ale może to za sobą pociągnąć dalsze konsekwencje tak jak jakiś niewielki krwiak, chwilowa utrata pamięci i tak dalej.
- Ale wyjdzie z tego? - zapytałam.
- Tak. Ale na razie nic tu po pani. Niech pani jedzie, odpocznie i wróci do niego rano. - polecił mi.
- Dobrze, dziękuję. Dobranoc.
- Dobranoc.
Wyszłam na szpitalny parking i skierowałam się w stronę auta. Spojrzałam na zegarek - przedstawienie jeszcze trwało, więc nie czekając długo pojechałam do teatru.
Zaparkowałam dokładnie w tym samym miejscu i weszłam tak jak ostatnio tylnumi drzwiami.
Idąc w kierunku kulisów usłyszałam rozmowę Gregorio i mojego szwagra.
- Po co go zaczepiałeś? Po co ci to było?
- To on zaczął!
- Cicho. To, że go lubi to nie jego wina.
- Jego.
- Uspokój się. Gdyby nie ta bijatyka stałby tu teraz obok nas i...
- W szpitalu mówili, że albo się potknął, albo ktoś go pobił. Obstawiałam pierwszą wersję zanim nie usłyszałam waszej rozmowy. - powiedział podchodząc do nich.
- Angie... - zaczął choreograf.
- To byłeś ty! - zawołałam do mojego szwagra. - Jak mogłeś go chociaż dotknąć?!
- Angie ja ci wszystko...
- Wytlumaczysz? Angie, dałem mu w mordę, bo jest twoim przyjacielem?!
- To on zaczął!
- Nie interesuje mnie kto zaczął! To on wylądował w szpitalu, nie ty! - zawołałam, a na widowni rozległy się gromkiem brawa i oklaski.
Wtedy wyszłam na scenę z Gregorio i Betó aby również się ukłonić.
Kiedy wróciłam za kulisy, mojego szwagra już nie było.
Uczniowie zeszli ze sceny zadowoleni i zmęczeni poprzebierali się w normalne ciuchy i powoli wychodzili do domu.
 
Gregorio obiecał obsłudze, że jutro rano przyjedzie po stroje i kostiumy.
- Może cię zawieźć? - zaproponował.
- Nie, dzięki. Przejdę się. - odpowiedziałam.
- To ja się przejdę z tobą. Chodzenie o tej porze po centrum to nie jest dobry pomysł. - powiedział choreograf i razem ruszyliśmy w stronę domu.
                                   ***
- ...hahah, no dobra ale to nie była moja wina!
- No to czyja? Hahah!
- No nie moja! Hahah - powtórzyłam rozbawiona.
Nastała cisza. Daleko gdzieś słychać było auta, ale im bardziej zagłebialiśmy się w park tym mniej bylo słychać gwar ulic.
- Tak na prawdę to co się stało? - zapytałam.
Spojrzał na mnie nie rozumiejąc.
- Że się zrobiłeś taki miły. Zadzwoniłeś po pogotowie w sprawie Pablo, opierniczyłeś mojego szwagra, przytuliłeś mnie... i to wszystko jednego dnia. - nie mogłam wyjść z podziwu.
- Dotarło do mnie, że to co robię nie jest fajne. Że to takie wyśmiewanie się i szydzenie do niczego nie doprowadza, a tylko krzywdzi innych.
Chwila milczenia.
- Dobrze, że to dotarło... szkoda tylko, że tak późno. - usmiechnęłam się, poklepałam go po plecach i ruszyliśmy w kierunku willi Castillo.
- Mogłeś go zabić! - usłyszałam wchodząc do domu i zamykając za sobą drzwi.
- Bez przesady, nic mu się wielkiego nie stało. - bagatelizował mój szwagier.
- Nic? Wielkiego? Wstrząs mózgu?! Krew z nosa lała mu się jak w jakimś chorym horrorze!
German siedział przy stole w jadalni popijąc wodę, a ciotka stała przed nim i krzyczała na niego.
- Jesteś skrajnie nieodpowiedzialnym gowniarzem! Następnym razem zastanów się czego ty chcesz?! Czy ty chcesz tego ślubu z tą... narzeczoną od siedmiu boleści, czy ty chcesz dzikiego seksu ze swoją szwagierką i mieć ją tylko dla siebie, czy ty chcesz zostać bez kobiety na stare lata?! Bo ja już nie wiem! - zakończyła swój monolog starsza pani i wyszła do ogrodu.
- Mam iść po swoje rzeczy? - zapytałam udając, że dopiero teraz weszłam.
- Skąd ten pomysł? - zapytał opierając się na krześle i dopijając resztkę wody.
- Po tym co...
- Angie, późno jest. Porozmawiajmy jutro...
- Jutro to ja będę w szpitalu u Pablo. - tym razem to ja przerwałam.
- Dobrze. To porozmawiamy w poniedziałek w Studio, jak masz zamiar cały czas przede mną uciekać! - zawołał wstając i kierując się do gabinetu.
- To nie ja pobiłam Pablo. - przypomniałam mu.
- A ja ci mówię, że to nie jest moja wina. Po prostu. On cię całuje, dotyka...
- Ty też. I jakoś jest okej. - powiedziałam oschle.
- No właśnie od jakiegoś czasu... oddaliliśmy się od siebie. - zwrócił mi uwagę.
- Bo jesteś moim szwagrem, a nie kochankiem? Bo za chwilę bierzesz ślub z narzeczoną która, nie zapominaj, dalej istnieje.
- Pamiętam, ale ona wiecznie pracuje! - zawołał załamany.
- To może wzbudź w niej zazdrość, to na ciebie zwróci uwagę. - zasugerowałam złośliwie.
- Prubóję od kilku tygodni. Ale nic. To z Vanessą to miało właśnie wzbudzić jej zazdrość.
- Wiesz kogo ona najbardziej nie nawidzi? - zapytałam go. - Ja.
Spojrzał na mnie. Obrócił się napięcie i zamknął się w gabinecie trzaskając drzwiami.
Pff, faceci.
Położyłam się spać, ale nadal miałam w głowie słowa ciotki Francesci " czy ty chcesz dzikiego seksu ze swoją szwagierką?!"
Wyobraziłam sobie mojego szwagra, który powoli zsuwa ze mnie czerwoną sukienkę, a potem tę czarną koronkową bieliznę i całuje każdy skrawek mojego nagiego ciała.
Byłoby to cudowne uczucie. German mój i tylko mój na całą noc. A potem wspólne śniadanie i wyjście do pracy. Byłoby pięknie...
Piękne rzeczy mają to do siebie, że są możliwe.
Ale nie ta. Co by powiedziała moja mama? I w ogóle cała moja rodzina.
Ale hmm, całe życie z wymarzonym facetem...? Brzmi zachęcająco...
Angie! Absurdy zawsze tak brzmią.
Dlatego ludzi do nich ciągnie...

=÷=÷=÷=÷=÷=÷=÷=÷=÷=÷=÷=÷=
Zgodnie z życzeniem - Juliaaa, nie pcham Angie w ramiona Pablo, tylko Pablo pcham do szpitala.
No wiem, wiem. Znou naszemu Germangie się nie układa. Ale nabliższe wydarzenia bardzo ich do siebie zbliżą, uwierzcie mi.
Ja tym czasem życzę Wam udanego tygodnia (oby bez jedynek) i czytamy się za tydzień (jeśli będzie 6 komów pod tym rozdziałem)
Beso
~ Kasiula ;)



Komentarze

  1. " Czy ty chcesz dzikiego seksu ze swoją szwagierka?", teksty ciotki najjj
    W ogóle jak German mógł pobić Pabla?!
    No dobra, wiem jak, z zazdrości. Niepokoi mnie tylko jedno... Jakie wydarzenia mają zbliżyć Pabla i Angie?? Nie, nie, nie proteatyje!
    Liczę na germangie i nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydarzenia mają zbliżyć Germana i Angie ;) Pobił bo był zazdrosny. Poza tym, on to zrobił "niechcący" -jak się tłumaczył xD
    A protestuj sobie! Może to Germanowi przemówi do rozsądku.
    Dzięki za komentarz ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdzialik. Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No miałaś jej nie pchać w objęcia Pablo ale od razu nie musisz go zabiijać :P. Rozdział mega, czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Czekam na te wydarzenia, które mają zbliżyć Angie i Germana. Aha, i uwielbiam jego ciocie
    Czekam na nexta i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  6. Superowy rozdział. Liczę na szybkiego nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Supi rozdział. Czekam na next ◉◡◉

    OdpowiedzUsuń
  8. 42 yr old Health Coach I Modestia Pedracci, hailing from Whistler enjoys watching movies like Joe Strummer: The Future Is Unwritten and Kayaking. Took a trip to Primeval Beech Forests of the Carpathians and drives a Ferrari 330 P3. zobacz strone

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdziała 38 Dobra. Zabrakło Wam 2 komów, ale znajcie moje dobre serce.

Rozdziała 39

Rozdziała 47.