Rozdziała 75 "Wygodniejsze jest łóżko u ciebie w sypialni?"

Zadzwoniłam dzwonkiem. Zero odpowiedzi. Jeszcze raz. Usłyszałam kroki i w końcu drzwi zostały mi otworzone. 
Stanął w nich Pablo w samych bokserkach i narzuconej koszuli. 
- Cześć. 
- Hej, mogę? - zapytałam i weszłam do jego domu zanim zdążył odpowiedzieć. 
Wkroczyłam do salonu, kiedy ona zamykał za mną drzwi. I wtedy mnie wmurowało w podłogę. Zobaczyłam kobietę. W samym ręczniku. Stojącą na środku jego salonu. 
- Eeeee... mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - powiedziałam w końcu i wyciągnęłam dłoń do nieznajomej. - Angie jestem. Przyjaciółka Pablo. 
- Alex. 
Zapadło niezręczne milczenie. 
- To może się czegoś napijesz? - zapytał nagle mój przyjaciel i pociągnął mnie do kuchni. 
Nie ciągnęłam tematu tej kobiety. Ani skąd jest, ani kim dla niego jest... miałam nadzieję, że sam mi to powie. 
Kiedy wróciliśmy do salonu, Alex była już kompletnie ubrana, a na ramieniu miała zawieszoną torebkę. 
- To ja wychodzę. Raczej wrócę późno. - zawołała, kiedy stała już przy drzwiach. 
Pablo coś jej odpowiedział i rzucił się na sofę, która wyjątkowo była rozłożona tak aby można było na niej spać. 
- Wiesz, że wygodniejsze jest łóżko? - zapytałam kładąc się obok niego, jedna nogą uczepiając się jego nogi. 
- Wiem, ale ona śpi u góry, w mojej sypialni. - odpowiedział obejmując mnie ramieniem. 
Aha, czyli... chyba nie rozumiem. 
- Kto to jest? 
- Taka kobieta, uwolniła mnie i siebie z niewoli tych bandytów, w Brazylii. 
- Tych przemytników narkotyków? 
- Dokładnie. No i teraz dostała kilka miesięcy urlopu. Tyle, że nie ma jeszcze mieszkania w Buenos Aires, więc zatrzymała się u mnie. 
- Przeszkodziłam wam w czymś? - zapytałam zerkając na niego. 
- Nie... ona tylko brała prysznic. 
- Na środku salonu? - zapytałam. 
Milczał. 
- Jest coś między wami? - zapytałam i ucalowalam jego zarośnięty policzek. 
- Nie... ja chyba mam kogoś innego na oku. T znaczy, jest bardzo ładna, ale...
Już pozwoliłam mu się nie tłumaczyć. 
- German się odezwał? 
- Od poniedziałku ani razu. To już dwa dni. Może mu się coś stało...
- Wiesz. Nie wydaje mi się... 
- Pablo, przecież to nie jest normalne. - przerwałam mu. 
- Może jeszcze da znak życia. Przecież nie mógłby się rozpłynąć w ciągu kilku dni. - pocałował mnie w policzek i zapytał - Zjesz coś? Jestem strasznie głodny, a zaraz mamy lekcje w Studio. 
Wstał i w kuchni zabrał się za pyszną jajecznicę w pomidorami. 
- To jest tak cholernie dobre... - mruczałam zjadając swoją porcję. On jedynie uśmiechał się. 
Kiedy poszedł szybko umyć zęby, ja czekałam w korytarzu aż będzie gotowy. Usłyszałam jakieś wibrowanie na szafę przy drzwiach. 
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu mojego przyjaciela. 
Wiadomość od "Kochanie"? Co to za kochanie? - myślałam, kiedy Pablo wyszedł z łazienki i mogliśmy ruszać do pracy. Nie pytałam go o nic, ale moją głowę cały czas zaprzątała jedna myśl - kto jest "kochaniem" mojego przyjaciela i dlaczego mi nie powiedział, że kogoś ma. Mogę iść i zakład, że to ta Alex. Chociaż... może w tym wypadku nie kłamie i rzeczywiście oferuje jej tylko nocleg? 
  Kilka następnych godzin było dość ciężkich. Gregorio chyba wstał lewą nogą, bo ciągle któryś z uczniów przychodził się na niego skarżyć. Nic na to nie mogłam poradzić, więc jedyne co mi pozostawali to współczucie dzieciakom. 
Wróciłam do domu i w salonie zastałam matkę Germana z walizkami. 
- Jedźmy już na dworzec. Najwyraźniej mój syn ma w dupie swoją matkę i siostrę. - tych słów najwyraźniej nie kierowała do mnie. W zasadzie ciężko było stwierdzić do kogo te słowa kierowała. 
- Czyli pani wyjeżdża? - zapytałam zawieszając torebkę przy drzwiach i wchodząc głębiej do salonu. 
- No a co? Mam czekać jak idiotka, aż mojejmu synowi się o mnie przypomni? Za stara już jestem. 
Poczułam się źle z faktem, że Alicia nie czuła się dobrze w Willi Castillo. 
- Ramallo ma panią odwieźć? - zapytałam, a oba kiwnęła twierdząco głową. 
Skierowałam się do kuchni, gdzie odnalazłam Ramallo stojącego ze swoją Margaret. 
- Dasz mi kluczyki? Ja mogę zawieźć jego matkę. - rzuciłam w jego stronę uśmiechając się ciepło do jego kobiety. 
- Jesteś pewna? Bo...
- Tak Ramallo. Pamiętam jak się prowadzi auto. - parsknęłam i złapałam kluczyki, którymi rzucił w moją stronę. 
- Wróć szybko! - zawołał za mną, a ja wróciłam do salonu. 
- No to chyba pojedziemy razem. Niech pani da tę walizkę. - wyciągnęłam rękę po jej bagaż i skierowaliśmy się w stronę drzwi. 
Wyszłyśmy na podjazd, a ja nacisnęłam odpowiedni guzik na pilocie samochodu. Światła samochodu Germana zamigotały, a ja wpakowałem walizkę Alici do bagażnika. 
Kiedy ona obydwie siedziałyśmy z przodu, mogłyśmy rozpocząć drogę na dworzec.  
- Nie zabieramy Luisy? - zapytałam niepewnie. 
- Nie, ona zostaje jeszcze kilka dni. Ma tutaj to załatwienia kilka spraw. - odpowiedziała matka mojego szwagra. Kątem oka widziałam jak mnie obserwuje. 
- Nie wiem co go opętało... - mruknęłam zatrzymując samochód na światłach. 
- To chyba nie twoja wina. - odpowiedziała kobieta. 
- A jeśli tak? - zapytałam uświadamiając sobie, że to byłoby możliwe. 
- Raczej nie. German po prostu sam nie wie czego chce. Głupi po pijaku myślał, że jest niewiadomo jakim myślicielem i uciekł z własnego ślubu, myśląc że to będzie śmieszny żart. Ha, szkoda że nas teraz nie widzi. 
- Ale impreza się przecież udała. - uśmiechnęłam się wspominając sobotni wieczór. 
- Może i tak, ale nie tak to sobie wyobrażałam. Jak już musi z nią brać ślub, to niech bierze, a nie udaje...
- Chyba Priscilla nie przypadła pani do gustu. - zaśmiałam się w duchu. 
- Co ma mi przypaść do gustu? Jej charakter? Czy jej zachowanie. Jedno i drugie ma się u niej fatalnie, więc nie byłam zachwycona, kiedy dostałam od nich zaproszenie na ślub. No ale jak już się żeni to przyjadę, myślę, przecież taka okazja już się może nie nadażyć. 
Siedziałam cicho. Właśnie zorientowałam się, że zapach który od pewnego momentu wdycham to charakterystyczne perfumy, których używa tylko jedna osoba w moim życiu - German. Cały fotel kierowcy był nim przesiąknięty, a ja czując ten boski zapach byłam w siódmym niebie. 
- ...ale ty nadawałabyś się idealnie. - dokończyła swoj wywód kobieta. 
- Ja? Na co? 
- Raczej na kogo. Na jego żonę oczywiście. - zawołała uśmiechnięta. 
- O nie... wydaje mi się, że... - zaczęłam się jąkać. 
- Ja wiem, ja wiem, że ty już masz jednego lubego. Swoją drogą uroczy chłopaczek z tą brodą. Ale Germi jest miły, inteligentny, dobrze zarabia, a jaki przystojnyyy! Sama bym dla niego głowę straciła gdybym nie była jego matką.
- Widzi pani i w tym jest problem. Ja dla niego głowę straciłam, ale on dla mnie nie do końca. - wyrzuciłam z siebie coś, co od dłuższego czasu leżało mi na wątrobie. - A nie da się kogoś zmusić do miłości. - westchnęłam. 
  Ucałowałam kobietę i machałam jej, kiedy kierowała się w stronę swojego peronu. Nie chciałam wiedzieć co teraz przeżywa po tym, jak spędziła prawie tydzień w Buenos Aires, tylko po to żeby usłyszeć że jej syn to tchórz. Wsiadłam do auta stojącego na parkingu i wyciągnęłam telefon. Ocho... widzę nieodebrane połączenia. Mój telefon zawibrował i ukazało mi się na ekranie powiadomienie, że mój szwagier próbuje się do mnie dodzwonić. 
- Słucham? - zapytałam przykładając telefon do ucha. 
- Hej, Angie. Co u ciebie? - usłyszałam głos Germana po drugiej stronie. Poczułam ulgę, a jednocześnie wściekłość, więc starałam się aby mój głos był jak najbardziej zimny i obojętny. 
- Całkiem dobrze... właśnie odwiozłam twoją matkę na dworzec. 
- Wszystko z nią okej? Jak się czuje? - zapytał. Słyszałam przejęcie w jego głosie. Wyglada na to, że martwi się o rodzicielkę. 
- Możesz mi w końcu powiedzieć gdzie jesteś? I kiedy wrócisz do domu?! - zawołałam, a mój głos już ani trochę nie był obojętny, ani zimny. Wyrażał milion uczuć naraz. 
Usłyszałam w słuchawce charakterystyczne pikanie. Rozłączył się. Cholera. Mogłam się tego spodziewać. Szanowny pan nie będzie odpowiadał na niewygodne, dla niego, pytania. 
Byłam wściekła, ale starałam się o tym wszystkim nie myśleć i następnego dnia jak codzień poszłam do pracy. 
Szłam podczas przerwy przez korytarz, kiedy zaczepił mnie Gregorio. 
- Angie, wiesz o co chodzi z Pablo? 
- To znaczy? - zapytałam nierozumiejąc pytania. 
- Od jakiegoś czasu zwalnia Ines z lekcji tańca. Wiem, że jest najlepsza i może sobie na to pozwolić, ale...
- Często się to zdarza? - przerwałam mu. 
- Ostatnio było to trzy razy w ciągu tego tygodnia. 
Obiecałam choreografowi, że porozmawiam z przyjacielem i udałam się na zajęcia. 
Byłam strasznie ciekawa o co chodzi...

//////////
Patrzę w jeden dzień - 1 komentarz. Patrzę następnego dnia - już 3! Więc zaczęłam pisać i dodaję! Rozdział krótki i nie miałam na niego weny, ale następny będzie ciekawszy. 
Całuje Was serdecznie i przypominam - 4 komy=next 
~ Kasiula ;) 

Komentarze

  1. SUPER DUPERR. Hah twoje opowiadania przytrzymują mnie przy życiu pls pisz dalej i rób germangie!!! Hahah

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejkaa kiedy next rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział pojawi się w poniedziałek lub we wtorek. Nie byłam przygotowana, ze w ciągu jednego dnia nagle wybijecie 3 rozdziały naraz 😂❤️

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdziała 38 Dobra. Zabrakło Wam 2 komów, ale znajcie moje dobre serce.

Rozdziała 39

Rozdziała 47.