Rozdział 2
Komórka spadła na podłoge, obok kanapy.
- Nie! Najnowszy model!
- Dla mnie mógłby być nawet ostatnim urządzeniem komunikacyjnym na świecie. Nie żałuję tego! - wykrzyczała i trzasnęła drzwiami kuchennymi.
German usiadł za biurkiem, a ja na kanapie na przeciw, którą niedawno postawił w swoim gabinecie. Mój szwagier był nie ma żarty przestraszony. Ja z resztą równierz.
Wtedy do gabinetu wszedł Ramallo. Jego wargi drgały, a brwi były zmarszczone.
- Możemy wiedzieć co cię dziś napadło, Ramallo? - spytał German.
- Właśnie - wyprostowałam sie na kanapie - ja na twoim miejscu nie drażniłabym kobiety, która mi szykuje posiłki i w każdej chwili może mi coś wrzucić do jedzenia podczas przygotowywania kolacji! Wiesz jak jest Olga, ale nie! Najlepiej ją drażnić i kłócić się z nią! Pomyśl chwile zanim coś zrobisz, hm? Bo to sie potem na tobie odbije! Teraz sam se pierz, gotuj i prasuj! Ciekawe czy dasz sobie radę...! - patrzyłam na niego z wyrzutem. Kątem oka dostrzegłam Germana wpatrującego się we mnie z lekkim przerażeniem.
- Ostatni raz coś takiego zrobiłeś, jasne?!!! I mam nadzieję, że dziś będzie pyszny deser, którego Olga nie pozwoli ci zjeść! Możesz odejść. - zakończyłam, a Ramallo wyszedł trzaskając drzwiami.
- Co ich oboje ugryzło? - spytałam po chwili ciszy.
- Nie wiem, ale jeszcze zanim ubrania zaczęły latać Ramallo nazwał Olgę starą plotkarą.
- CO?! - naszą rozmowę jednak, przerwała Violetta, która właśnie weszła do domu.
- Violu, świetnie, że jesteś, bo zaraz zaczynamy matematykę - przywitałam ją w progu.
- Nieeeeeeeeee...
- Taaaaaaaaak... Leć do góry, przygotuj książki, a ja zaraz przyjdę. Dziewczyna westchnęła i powlokła się do góry.
- Przynieść ci tam kawę? - spytał mnie inżynier.
- Nie, dziękuję - i uśmiechając się puściłam mu oczko.
***
Matematyka szła nam dzisiaj nadzwyczaj mozolnie. Lekcja się dłużyła i dłużyła... Może dlatego, że cały czas ściągałam Violettę na Ziemię, gdy ta myślała o niebieskich migdałach.
- Violu - zawołałam do niej po raz kolejny - czemu nie słuchasz?
Dziewczyna spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- O co chodzi?
- Ile wynosi siła? - spytałam i pokazałam jej zeszyt.
- Eeeeee, no... tego... 105 N... nie?
- Źle! Mówimy o matematyce, fizyka jutro - spojrzała na mnie przepraszająco, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo Olga zawołała na kolację.
Pogroziłam jej palcem i wyszłyśmy z pokoju.
Po chwili wszyscy już siedzieli przy stole. Prawie wszyscy.
- Ludmiła, gdzie jest twoja mama? - zapytał mój szwagier, gdy Olga podała na stół kurczaka
- A nie mówiła nic panu? Będzie później, w pracy jej coś wypadło.
- Życzę wszystkim smacznego - uśmiechnęła się gosposia - no, prawie wszystkim... - i spojrzała na Ramalla.
Podczas kolacji wszyscy zachwalaliśmy kurczaka Olgi. Ramallo powstrzymał się od komentarzy.
Na deser każdy dostał po kawałku szarlotki. Gorące ciasto i lody waniliowe idealnie ze sobą współgrały. Zachwycaliśmy się tym cudownym połączeniem, podczas gdy Ramallo otrzymał tylko szklankę soku pomarańczowego.
A to był dopiero początek zemsty Olgi...
----------------------------
Hej, hej! Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale byłam na wsi cały tydzień, a tam kiepsko z internetem. W ramach rekompensaty następny rozdział pojawi się do piątku
Całuję Kasiula ;)
Komentarze
Prześlij komentarz