Rozdziała 57

- T-tak. - odpowiedziałam niepewnie. - A o co chodzi? 
- Znałem twojego wuja. - uśmiechnął się barman. 
Był starszym człowiekiem o bladej, jak na mieszkańca tego kraju, karnacji; siwym wąsie i zmarszczkach przy oczach. Miał na sobie granatową koszulę z podwiniętymi rękawami i od pasa w dół fartuch. 
- Wiesz, że usiadłaś przy tym samym stoliku przy którym zawsze siadał twój wuj, kiedy przychodził tu sam lub z dwoma, trzema osobami? - usmiechnął się. - Ja bym na twoim miejscu dokładnie obejrzał ten stolik. - puścił u oczko i zaczął wycierać jedną ze szklanek. 
- Tak pan myśli? - zapytałam. 
- Oj, nie mów do mnie "pan" tylko po imieniu. Francisco - podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. 
- Angie. 
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to wpadaj. Sporo wiem o tym miejscu. I twoim wuju. Warto tu wpaść któregoś wieczoru. - uśmiechnął się dobrotliwie, a na ladzie postawił trzy szklanki świeżo wyciskanego soku z lokalnych pomarańczy. 
Wróciłam do stolika i podałam moim towarzyszom po szklance. 
- Ponoć powinniśmy się przyjżeć temu stolikowi. - powiadomiłam ich. 
- C-co? - zapytali obydwaj zerkając na mnie znad planu miasta. 
- Nic, nic. Potem pogadamy, jak ochłoniecie. 
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Violetty. Powiadomiłam ją, że u nas wszystko dobrze, żeby ucałowała od nas wszystkich, a ona życzyła mi powodzenia. Przyda się biorąc pod uwagę... moich pomocników. 
Kiedy zjedliśmy obiad dokładnie przyjrzeliśmy się blatowi stołu. 
Ale ileż można zobaczyć w gładkiej powierzchni siemnego drewna? Nic. 
Już miałam wstawać od stołu, kiedy coś mnie tknęło i klękając zajrzałam POD blat. Dotknęłam palcem wyżłobień w prawym rogu drewna. Było tam wyryte coś... podłóżnego... potem jakieś literki. 
Przyjżałam się bliżej, starając się jednocześnie nie zwracać na siebie uwagii tubylców i turystów, gdy...
No tak! To róża kierunków. Tu jest północ, N, w tym miejscu S. Wszystko jasne. 
- German podaj mi notes i coś do pisania. - poleciłam wyciągając dłoń ponad stół. 
Podał mi do ręki ołówek i notes i wyrysowałam prawie identyczną różę u siebie w notesie. 
Kiedy skończyłam wstałam, otrzepałam kolana i wzięłam do ręki plecak. 
- Możemy iść teraz na plażę. - uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic i wyszłam z lokalu, machając wcześniej Francisco. 
Dogonili mnie w połowie ulicy i szli po moich obu stronach. 
- O co chodzi? Co znalazłaś? - pytali mnie, a ja bez słowa skręciłam na podest kierujący na plażę.


 Usiadłam przy drewnianym stoliku, pod słomianym parasolem. Takich było nad oceanem mnóstwo. Tutaj, na plaży wiał lekki wiaterek. Ludzie siedzieli lub leżeli i leniuchowali pod parasolami, inni grali w siatkówkę plażową, jeszcze inni ubierali maski i okularki i biegli do ciepłego oceanu wykąpąć się w słońcu. 
Mężczyźni obsiedli mnie w dwóch stron i nachylili się do notesu, który trzymałam w dłoni. Otworzyłam go i pokazałam in rysunek. 


- To róża kierunków.  - powiedział German. 
- Wiesz, że to nic nadzwyczajnego? - zapytał mój przyjaciel. 
- Dobrze. Ale ten barman powiedział, że to zawęzi poszukiwania i ulatwi rozwiązywanie zagadki. - stwierdziłam. 
- Tak ci powiedział? - zapytał German. 
- Nie, ale mogłam to łatwo wywnioskować. Powiedział, że "dokładnie przyjrzałby się stolikowi". Przyjrzałam się i mam efekt. 
- Ale Angie, my potrzebujemy wskazówek, ale jakiś rusunków w drewnie. Jakby ktoś przykleił gumę od spodu, też byś twierdziła że to wskazówka? Że to nam w jakikolwiek sposób pomoże? 
- Nie. Ale prędzej spotkasz gumę przyklejoną do spodu stołu, niż wyrytą róże kierunków, nie wydaje ci się? - zapytałam głosem równie przepełnionym pretensjami jak ich ton. 
Pablo ukrył twarz w dłoniach i głośno westchnął, a German patrzył gdzieś w dal. 
Po chwili ciszy odezwał się mój szwagier. 
- Okej. Okej. Może jest to jakaś wskazówka. Ten barman mówił coś jeszcze? 
- Tak. Powiedział, że jak będziemy mieć jakiś problem, to możemy przyjść do tej knajpy wieczorem. 
- Okej. Możemy na chwilę wpaść. - zgodzili się ze mną i po showaniu notesu do plecaka ruszyliśmy w stronę morza. 
 
Kilka godzin później ruszyliśmy do knajpki wujka. Już przed wejściem słychać było głośną muzykę i śmiechy. 
Weszliśmy do środka. Na sali panował półmrok. Przy barze i stolikach siedziała klientela, a na parkiecie w głębi tańczyła reszta klientów. Dominowało głównie światło fioletowe. 
Usiedliśmy przy barze i Pablo na mnie spojrzał:
- Co wam zamówić?
- Ja whiskey. 
- Ja też. - odparłam. 
Mój przyjaciel spojrzał na mnie zaskoczony. 
- Lubusz whiskey? 
- Tak. Jakiś problem? - zapytałam uśmiechając się. 
- Nie. Jesteś chyba jedyną kobietą na tym świecie, która lubi czystą whiskey. - stwierdził mój szwagier nachylając się. 
Nic nie odpowiedziałam dalej się uśmiechając. 
Podszedł do nas Francisco: 
- Słucham moich drogich gości. 
- Trzy razy whiskey proszę. - poprosił Pablo. Szybko otrzymaliśmy nasze trunki. 
Napiłam się mocnego łyka i nachyliłam się do nowo poznanego znajomego:
- Musisz nam pomóc. - powiedziałam, starając się aby mnie usłyszał mimo głośnej "klubowej" muzyki. 
- No? - zapytał, a ja położyłam przed nim notes otwarty na róży kierunków. 
- Co to? 
- Wyryte było pod blatem. - wyjaśnił Pablo. - Musisz nam pomóc. 
Starzec pokazał nam swój palec wskazujący. Obejrzał się na młodego kelnera stojącego za nim. 
- Manolo, zajmij się tymi przy barze. Muszę coś załatwić. - polecił młodzieńcowi i spojrzał na nas. 
- Chodzi o to, że jest to róża kierunków. - powiedział nam. 
- Wooow. Tyle już wiemy. A jakieś szczegóły? - ponaglił go German. 
- Dawaj plan miasta. - polecił ignorując uwagę inżyniera. 
Pablo wyjął płachtę z miejscem knajpy skierowanym do góry. 
- Wie ie co to jest za "mini-dzielnica"? - zapytał Francisco. 
- Tak. Taka, gdzie jest sporo knajpek, barów, restauracji... - odpowiedział mój przyjaciel. 
- Dokładnie. My jesteśmy tu. - wskazał palcem mały, szary kwadracik. - I musicie pamiętać, że to jest środek. 
- Środek czego? - zapytałam. 
- Szefie. - podszedł do nas Manolo. - Z kuchni pana wołają, tak? 
Barman poprosił nas o chwilę i zniknął na wachadłowymi drzwiami. 
- Za ten czas możemy iść potańczyć. - uśmiechnął się Pablo i biorąc mnie za rękę pociągnął mnie na parkiet. 
Po dwóch tańcach wróciliśmy do baru. 
- I co?  - zapytałam Germana. 
- Nic. Nadal na niego czekam. 
- Ileż można gadać z kucharzami, no halo! - oburzył się mój przyjaciel. 
- Pablo, spokojnie. Na pewno zaraz sie to wyjaśni. - uspokoiłam go. - Manolo, gdzie jest Francisco? 
- A co? - zapytał nachylając się do nas. 
- No bo miał do nas wrócić, a...
- Ale on już skończył pracę na dziś. - przerwał mi brunet. 
- J-jak to? - zapytałam marszcząc czoło.
- No... zawołali go do kuchni i akurat wybił koniec jego zmiany. Poszedł do domu. 
- Wiesz gdzie mieszka??? - German szybko nachylił się do chłopaka. 
- Nie pamiętam. - Manolo spojrzał na mnie przepraszająco. 
- Dobra. Może potem go złapiemy. - stwierdziłam biorąc łyka mojego napoju. 
Wydawało się to dziwne. Ma nam przekazać jakąś istotną informację i kiedy dochodzi do kluczowego momentu musi pogadać "na kuchni" i potem już nie wraca. To raczej nie jest normalne, ale stwierdziłam że... może coś się stało? 
Kiedy spokojnie dopijaliśmy drinki Pablo nachylił mi się do ucha:
- Angie, spójrz lekko w lewo. 
Na jego polecenie łypnęłam okiem na lewo. Zobaczyłam dwóch kolesi w czarnych koszulkach siedzących przy wódce. 
- Kto to? - zapytałam cicho. 
- Dobre pytanie. Od kilkunastu minut siedzą i nas obserwują... 
- Może to przypadek? Wydaje nam się, że nas obserwują, a tak na prawdę jesteś przewrażliwiony. - patrzyłam na jego pełną niepokoju twarz. 
- Nie wiem, wydaje mi się to podejrzane. - mruknął i nagle sie uśmiechnął. - Udawaj, że powiedziałem coś strasznie śmiesznego. 
Udałam, że się głośno śmieję i obróciłam się w lewo, do Germana który właśnie rozmawiał, chyba z jakąś przyjezdną. 
Była typową pustą blondyną. Miała długie, zgrabne nogi, czerwoną sukienkę tuż za pupę i popijała Martini. Poczułam ucisk zazdrości w sercu, ale szybko się ogarnęłam zawołałam go po imieniu. 
On natomiast w ogóle nie zareagował i nadal prowadził konwersację. 
W końcu postanowiłam przyjąć inną taktykę. 
Wstałam i poszłam do toalety, a gdy wróciłam podeszłam do szwagra od tyłu, położyłam dłon na jego ramieniu i nachyliłam się. 
- To co kochanie? Idziemy już? - zapytałam zerkając na blondi. 
- Dokąd? - zapytał patrzac nierozumiejąc.
- No mieliśmy iść na plażę... - wymruczałam mu do ucha uwieszając się jego ramienia. 
W tle leciała kolejna skoczna piosenka.
- Ale, bo wiesz... - zaczął inżynier. 
- Chodź idziemy. - pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia i machnęłam do Pablo, żeby płacił a my będziemy czekać pod barem. 
- Zadzwoń! - zawołał German do blondyny i wyszliśmy przed lokal. 
Kiedy staliśmy na ulicy nie bylo idealnej ciszy. 
Z różnych stron dobiegała muzyka i szczęk kieliszków. Noc była letnia, a na niebie widać było księżyc w pełni i miliony gwiazd. 
- Po co to zrobiłaś? Jesteś zazdrosna? - zapytał German opierając się o ścianę. 
- Nie, ale przypominam ci, że masz narzeczoną i przyjehałeś tu pomagać mi, a nie wyrywać panienki. - burknęłam do szwagra i również oparłam się o zimny mur. 
Wyszedł Pablo. 
- Uhh, impreza sie nieźle rozkręciła. Może tam wrócimy i...
- Pablo. Patrzyłeś na tych kolesi jak wycjodziliśmy? - przerwałam mu. 
- Tak. Jeden patrzył w stronę drzwi, ale równie dobrze mógł patrzeć jak tamta brunetka siedzi przy stole, obok szyby. W sumie całkiem niezła...
- Czy wy wszyscy jesteście tacy sami? Żadnego z was pożytku! - wkurzona ruszyłam w stronę hostelu. 
  Weszłam do ciemnego holu i skręciłam w stronę naszego pokoju. Weszłam, wzięłam ręcznik i ruszyłam do łazienki. 
Chłodna woda oblała moje plecy i kark. 
Usłyszałam jak ktoś wali w drzwi łazienki. 
- Angie? Angie, no sorry! No wiem, przesadziłem, ale sama przyznasz że byla ładna. - German nieudolnie tłumaczył się.
- Odsuń się! Już, już lepiej nic nie mów! - usłyszałam pod drzwiami przyjaciela. 
- Angie. Jak się wykąpiesz to pogadamy? Co? Okej? Ochłoniesz i wtedy coś ustalimy. - skończył i odsunął się od drzwi. 
Nic nie powiedziałam. 
Wyszłam spod prysznica, ubrałam się w krótkie dresowe spodnie i koszulkę na ramiączkach. Po wyjściu z łazienki położyłam się na swoim łóżku zaczęłam czytac gazetę, którą kupiłam na lotnisku.
Czułam na sobie spojrzenie z obydwóch stron jednego i drugiego. 
- Angie. - usłyszałam i łypnęłam na Germana. 
Usiadł na moim łóżku i popatrzył na mnie. 
- Wiesz, że to tylko wygłupy. - powiedział Pablo, ktory również usiadł obok mnie. 
- Okej. Ale denerwuje mnie to jak bardzo trakujecie kobiety jak przedmioty. A przynajmniej tak się zachowujecie. - spojrzałam raz na mojego szwagra, a raz przyjaciela. 
- Okej. Zachowaliśmy się jak gówniarze. Nie wiem co się stało, coś nam odwaliło i...
- Ale już jest z nami dobrze. - zapewnił mnie Pablo i ucałował moj policzek. 
- Właśnie. - mój szwagier obdarował pocałunkiem mój drugi policzek. 

  Dwie godziny później leżeliśmy w łóżkach i zamiarem odwiedzenia "naszej" restauracji następnego dnia. 
Leżałam i gapiłam się w sufit w półmroku kiedy... nagle na coś wpadłam. 
- Ej. Obudźcie się! Wiem co oznacza ta róża kierunków!!! - zawołałam i włączyłam lampkę stojącą na stoliku przy łóżku. 
 
×+×+×+×+×+×+×+×+×+×+×+
Z góry przepraszam za literówki. Pisałam szybko na telefonie, a tutaj (na blogspocie na telefonie) nie podkreśla mi błędów :( 
Tak. German i Pablo mają nadzieję na jakieś miłosne podboje, a Angie trafia szlag :') xD
Czytam się jutro, a tym czasem serdecznie Was pozdrawiam ;*

~Kasiula ;)








Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nwm czemu ale nie moge przeczytac tego rozdziału bo nic mi sie nie wyswietla. Szkoda bo wciagnela mnie Twoja historia. Swietnie piszesz. Da sie cos z tym zrobic?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdziała 38 Dobra. Zabrakło Wam 2 komów, ale znajcie moje dobre serce.

Rozdziała 39

Rozdziała 47.