Rozdziała 60
Widzę, że już jesteś w hotelu. Świetnie! Ale
muszę Ci coś zdradzić - ta róża
kierunków jest zwykłą ściemą…
„Aha… fajnie.” – pomyślałam sarkastycznie.
…Jedyne co było
prawdziwe to miejsce tego hotelu. Inaczej byś nie otrzymała kolejnej wskazówki.
Na dole masz wypisane współrzędne geograficzne pewnego miejsca, od którego
rozpoczniecie (bo zakładam, że nie jesteś tutaj sama) kolejny etap poszukiwań.
„Ja już nam współczuję” – mruknęłam w duchu.
Mam nadzieję, że sobie
świetnie poradzicie. Uważajcie na to co dzieje się wokół Was. Może się to
okazać pomocne, lub zgubne.
Całusy,
w.A.
- No? – usłyszałam ponaglenie ze strony
Germana. – I co tam jest?
Bez słowa podałam mu kartkę papieru i razem z
Pablo zaczęli czytać.
- To żart?! – wykrzyknął German, a my szybko
go uciszyliśmy. – To żart? – zapytał, tym razem już szeptem.
- Nie. Nie wygląda na podróbę. Poza tym to nam
zawęziło poszukiwania, czyli ułatwiło sprawę. Tamto małżeństwo pojechało pewnie
do tej ściany, albo tego pomnika. A my od razu pojedziemy w miejsce wyznaczone
przez Alfreda.
- A co jak tamci też pojechali w tamto
miejsce? – zapytał Pablo.
- No to mamy pecha. – stwierdził mój szwagier.
Wzięłam kartkę, zamknęłam dziurę pod obrazem (jak w „Harrym Potterze”) i
ruszyliśmy do pokoju. Po tym, jak w miarę ogarnęliśmy pokój zadecydowaliśmy, że
w tym hotelu zanocujemy i wcześnie rano wrócimy do naszej kwatery, gdyby prawowici
lokatorzy wrócili wcześniej.
- To co? Idziemy do kasyna? – zaproponował
Pablo.
- Nie słyszałeś? Zostajemy tutaj. –
przypomniał mój szwagier.
- Chodzi mi o kasyno w TYM HOTELU – powiedział
z przekąsem mój przyjaciel i spojrzał na mnie. – Albo do baru, na jakiegoś
drinka…
- Myślę, że to dobry pomysł. – stwierdziłam i
piętnaście minut później byliśmy już w barze hotelowym połączonym z kasynem.
Kiedy po półgodzinie z Germanem wróciliśmy z
parkietu, po dwóch piosenkach, Pablo właśnie podrywał pewną blondynkę.
- Dlaczego wy tak latacie za blondynkami? Co
wy w nich widzicie? – zapytałam nierozumiejąc.
- Zapytała blondynka. – skomentował krótko
Germanem.
- Ty tez ostatnio do jakiejś blondyny
zarywałeś. Twoja przyszła żona to też blondynka…
- Ty też jesteś blondynką. – wtrącił – I to
zazdrosną o… inną blondynkę?
Upiłam łyk whiskey i spojrzałam na niego.
- Chodzi mi o taką typową blondynę. – parsknęłam.
- Czyli?
- Taką z wielkim dekoltem, długimi nogami,
drogą biżuterią i zazwyczaj niesamowitą w łóżku – wytłumaczyłam.
- Skąd wiesz czy dobra w łóżku? – zapytał i
obydwoje spojrzeliśmy w stronę mojego przyjaciela i jego nowej koleżanki.
- Bo zazwyczaj tak jest – odpowiedziałam po
dłuższej chwili i dokończyłam moją whiskey.
German już nic nie odpowiedział. Wypił do
końca swojego drinka i wyszedł gdzieś bez słowa.
Siedziałam przez chwilę sama, gapiąc się w
swojego przyjaciela i tamtą blondynkę.
- Czyżbyś była zazdrosna? – usłyszałam głos
zza baru.
Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam tego
chłopaka, z którym na kolacji. Pedro.
- Nie. Pablo to tylko przyjaciel. – uśmiechnęłam
się i spojrzałam na jego dłonie. Właśnie wycierał mokrą szklankę. – A ty?
Wieczorna zmiana?
- Chyba nocna. Kto wie, do której będą tu
siedzieć ci hazardziści. – zaśmiał się. – Znalazłaś to, czego szukałaś?
- Tak. Bardzo mi pomogłeś. Znowu mam u ciebie
dług.
Nic nie odpowiedział, tylko znowu pokazał rząd
białych zębów.
- Czego się napijesz? – zapytał.
- Może szampana…
Nalał szampana do dwóch kieliszków i podał mi
jeden.
- Za wszystkie tajemnice. Za wszystkie
przygody. Za życie. – powiedział i wznieśliśmy toast.
- Dlaczego tajemnice i przygody? – zapytałam.
- Bo to miasto jest magiczne. Pełne tajemnic.
Jeśli chcesz przeżyć przygodę życia, to musisz się tutaj kierować. To tego
miasta. – wytłumaczył i puścił mi oczko.
Kiedy
następnego dnia mój budzik zadzwonił, wybiła godzina szósta rano. Rozejrzałam
się po pokoju. German pół-leżał na fotelu we wczorajszej koszuli. Jego łóżko
było idealnie zasłane, tak jak wczorajszego dnia. Tak samo jak łóżko mojego
przyjaciela. Tyle, że jego nie było wcale. Wstałam i zawołałam:
- Pablo?!
Cisza.
- Pablito!
- Musisz się tak drzeć…? – mruknął German
kręcąc się na fotelu. – Łeb mi pęka…
- Pablo zniknął. Wygląda na to, że nawet tutaj
nie nocował. – mówiłam lekko spanikowana.
- Pewnie spał u tej lasi… Angie, błagam daj
spać… - mruczał przekręcając się w fotelu.
Nie miałam serca, ale musiałam – mieliśmy się
zaraz wynosić z tego hotelu, a mój szwagier był całkowitej rozsypce, a Pablo
nawet nie było.
Nie mając innego wyjścia podeszłam i zaczęłam
rozpinać szwagrowi koszulę.
- Mmmmm, widzę że myśl o opuszczeniu tego
pokoju szybko ci wywietrzała – zdecydowanie się ożywił otwierając oczy.
- Nie. Marsz pod prysznic, albo będziesz taki
śmierdzący łazić cały dzień! – podniosłam głos.
To już nie były żarty. Musiałam jeszcze
znaleźć mojego przyjaciela, a on był totalnie nie ogarnięty.
Kiedy wepchnęłam go do łazienki wyszłam z
pokoju poszukać mojego przyjaciela. Za niecałą godzinę powinno nas tu nie być.
Kiedy wyszłam do holu na parterze wpadłam na
Pedro.
- Hej
- Siemka, jak tam? Wyspana? – zapytał
poprawiając ręczniki przewieszone prze jego ramię.
- A wiesz, że nawet jestem wyspana… Ale do
rzeczy, nie wiesz gdzie jest mój przyjaciel? – szybko zeszłam na ziemię.
- Nie. Ale zostawił list. – odparł i wyciągnął
z tylnej kieszeni kopertę z podpisem „Angie”.
- Dzięki. – powiedziałam szybko i pobiegłam
bez zbędnych tłumaczeń do windy.
Wcisnęłam guzik z trójką i otworzyłam kopertę.
Angie,
Moja mama ciężko zachorowała. Nie jestem w stanie wszystkiego Ci
teraz wytłumaczyć. Pewnie teraz, gdy to czytasz, ja już dawno jestem w
samolocie do Buenos Aires. Wybacz mi, że nie powiedziałem Ci tego osobiście,
ale sama rozumiesz – nie miałem na to specjalnie czasu. Nie dzwoń do mnie, bo i
tak pewnie nie odbiorę. Ale gdy tylko będę mógł natychmiast zadzwonię. Szkoda,
że omija mnie tak cudowna przygoda, przeżywana z Tobą.
Życzę powodzenia w szybkim
rozwiązaniu zagadki z Germanem.
Wracajcie szybko.
Widzimy się w Studio ;)
Przeczytałam to wszystko jednym tchem w duchu,
ale gdy drzwi windy się otworzyły weszłam do pokoju i przeczytałam to jeszcze
raz. I jeszcze.
Z łazienki dobiegał dźwięk lejącej się wody, a
ja siedziałam w na łóżku i nie mogłam w to uwierzyć. Jak to? Wyjechał? W środku
nocy? Jego mama serio musi być ciężko chora, skoro tak szybko otrzeźwiał po tej
wiadomości… mam nadzieję, że to nie jest jakaś okropna ściema…
- Czyli podsumowując, Pablo wyjechał w ciągu
jednej nocy do chorej matki; prosił, abyś się z nim nie kontaktowała i
oznajmił, że zobaczycie się po wszystkim w pracy?! – wykrzyknął German stojąc w
samych spodniach i z ręcznikiem zawieszonym na ramieniu.
Kiedy wyszedł spod prysznica opowiedziałam mu
wszystko i dałam list Pablo do przeczytania.
- Skąd wiesz, że to nie jest jakaś ściema? –
zapytał znowu.
- Bo to
jego pismo. Na kilometr je poznam. – odpowiedziałam.
- A może po prostu mu się znudziły
poszukiwania…? – zasugerował German zapinając koszulę.
- Przestań, to mój przyjaciel! Pablo taki nie
jest! – oburzyłam się. – Jeśli twierdzi, że jego matka jest ciężko chora i musi
do niej jechać, to ja mu wierzę.
- Przecież to na kilometr pachnie ściemą!
Angie! – upomniał mnie brunet.
Nic nie odpowiedziałam. Też na początku
myślałam, że może się przestraszył dalszej podróży. Że może od początku tylko
czekał na okazję, aby się wymigać…
Zaległa cisza. Inżynier kończył się
oporządzać, a ja pakowałam plecak. Każdy z nas pogrążony we własnych
przemyśleniach.
Nie! To niemożliwe! Znam Pablo od liceum. To
na NIEGO zawsze mogłam liczyć. To ON mnie chronił, zabierał na rower i lody. To
Z NIM imprezowałam na studiach. I to Z NIM pracuję i przeżyłam tyle cudownych
chwil. Nigdy bym nie uwierzyła, że nagle znudziło mu się pomaganie mi i ucieka
do domu i swojej spokojnej pracy.
- Gotowa? – usłyszałam szwagra wyrywającego
mnie z głębokich przemyśleń.
- Co? Tak, jasne… - mruknęłam i ruszyliśmy do
windy.
Stroje obsługi oddaliśmy do pokoju dal
personelu, a klucz do pokoju w środku.
Wyszliśmy niezauważeni z hotelu i wsiedliśmy
do jeepa. Przynajmniej jego Pablo nam zostawił.
Usiadłam za kierownicą, a German obok mnie.
Pojechaliśmy do naszego hostelu. Przywitałam się ze skośnookim (zaraz, co? Co
tu robi skośnooki?! xD) recepcjonistą i skierowaliśmy się do naszego pokoju.
Rzuciłam plecak na łóżko i poszłam wymyć zęby i się ogarnąć. Kiedy wyszłam z
łazienki German pakował dwa plecaki.
Obrócił się w moją stronę.
- Spakowałem już najpotrzebniejsze rzeczy.
Wszystkie wskazówki i notatki masz w swoim portfelu. – uśmiechnął się
pokrzepiająco.
W moim oku pojawiła się pojedyncza łza i
spłynęła po policzku. Mój szwagier podszedł i ją otarł.
- Przepraszam, że tak naskoczyłem na ciebie.
Nie chciałem po prostu, aby jego nieobecność ostudziła twój zaraźliwy
entuzjazm. – szepnął i ucałował mój policzek. – Wybaczysz mi, prawda?
- Jasne – szepnęłam i wtuliłam się w niego.
Pachniał koszulą świeżo wypraną przez Olgę i
wodą kolońską.
Dwadzieścia minut później jechaliśmy przez ulice Rio w stronę, w którą
prowadziła nas nawigacja. Tym razem German prowadził, a ja wystawiałam twarz do
ciepłych promieni słońca. W powietrzu unosił się zapach straganów i owoców,
które niedaleko sprzedawano. Plecaki leżały z tyłu na tylnych siedzeniach, a od
strony morza słychać było szum fal i krzyki dzieciaków.
Kiedy
poczułam, że stoimy otworzyłam oczy.
- Jesteśmy na… miejscu? – powiedział inżynier
odpinając pasy.
Staliśmy na jakiejś betonowej drodze. Wokoło
żywego ducha, a przed nami zielona ściana rzucająca cień na połowę naszego
auta.
Staliśmy na skraju dżungli.
>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.>.
Halooo! Dawno mnie tu nie było, dlatego długi
rozdzialik ;)
Następny rozdział chyba będzie w sobotę i mam
nadzieję, że nie przeszkadza Wam moja niewiedza w temacie przecinków. Bo ja
nigdy nie wiem gdzie je stawiać i zwykle dzięki tej nieumiejętności dostaję z
wypracowań same czwórki. Nie przeszkadza Wam to? Czy powinnam się podszkolić? Piszcie,
proszę.
A kto już zaczął ferie? :D Ten ma farta, ja
dziś byłam pierwszy raz od dwóch tygodni w szkole – miałam ferie w pierwszym
terminie (woj. Śląskie) i teraz oglądam na snapie i instagramie (mój –
kklubworld) jak inni się bawią :/ ;)
Życzę udanych ferii/tygodnia w szkole i do
następnego ;)
~ Kasiula ;)
Komentarze
Prześlij komentarz