Rozdziała 65

  Szum wody obijał mi się o uszy. Ledwo słyszałam co do mnie mówi Rangan, który prowadził nas po stromym  zboczu wzniesienia.
  Dotarliśmy do wodospadów. Włosy już miałam delikatnie zwilżone, a buty całkiem przemoczone. Popatrzyłam przed siebie, a potem nad nasze głowy. Z góry aż do rzeki opadała ogromna kurtyna wody. Nastolatek ruszył naprzód, wprost na ścianę wody. Przeszliśmy przez pasmo strumienia i zobaczyłam jaskinię. Normalną jaskinię!
Ściany jej były chropowate, koloru beżu i ciemnego brązu.
- Chodźmy. – pośpieszył nas chłopak i ruszył w głąb.
Okazało się, że jaskinia jest tak naprawdę dość szerokim korytarzem który my zaczęliśmy podążać.
Na ziemi ujrzałam kilka zwierząt myszopodobnych biegnących w stronę przeciwną niż my.
Dotarliśmy w pewnym momencie do zakrętu mającym około dziewięćdziesięciu stopni miary. Pogrążeni w delikatnym półmroku spojrzeliśmy po sobie. Kate podniosła z ziemi pochodnię i zapaliła ją zapałkami które miała w kieszeni. Ogień oświetlił mrok, a jej brat wskazał ścianę.
- Kiedy byłem mały żył tu kiedyś pewien starzec. I opowiedział mi legendę związaną z tym miejscem. Niestety już jej nie pamiętam. Ale przypomina mi się, że bardzo ważną rolę w tej legendzie odgrywała ta ściana. I to co na niej było wyrysowane. – skończył i odpowiedziało mu milczenie.
- Proponuję aby dobrze przyjrzeć się jej i zapamiętać ewentualne szczegóły.  Możliwe, że jest tutaj zawarta pewna wskazówka.
Potaknęliśmy po raz kolejny i zaczęliśmy „obmacywać” ścianę. 
- Tu jest jakby… dołek… - mruknął German i wszyscy zwrócili na niego wzrok.
Rangan podszedł i również wymacał to miejsce z miną znawcy.
- Hmm… - mruknął zaciekawiony. – Dokładnie identyczne wgłębienie ja przed chwilą wyczułem. Ale myślałem, że to nic takiego. Dobrze, że ty byłeś czujny. – poklepał go po plecach, a German szybko wytarł swoje ramie jakby bał się, że nastolatek go pobrudził.
- Szukać dalej. Może jest tego więcej. – poleciłam i jaskinia po raz kolejny pogrążyła się w ciszy, kiedy wszyscy poszukiwali owych znaków na skale.
Nie wiem ile minęło. Pięć, dziesięć czy może w piętnaście minut, a ja znalazłam kolejne „wgniecenie”. Występowały one wszystkie trzy w miarę równej linii  idącej na ukos od dołu do góry.
- No to mamy to. – uśmiechnęłam się.
- Ale co to niby oznacza? – zapytał German ze zmarszczonymi brwiami. – Nic z tego nie wiemy.
- A czy w tych waszych notatkach jest napisane, że wszystkiego się od razu domyślicie? I że wszystko będzie podane na talerzu? – zapytał Rangan. – Prawdopodobnie wskazówek  powinniśmy szukać w bibliotece. Tam jest mnóstwo książek z…
- Pasem Oriona? – weszłam mu w słowo.
- Taaaak… - mruknął zaskoczony moją wiedzą. – Tam możemy znaleźć wiele zaskakujących i ciekawych rzeczy.
  Ruszyliśmy w drogę powrotną. Właśnie teraz dotarło do mnie, że prawie całkowicie przywykłam do panującego tutaj klimatu. Było parno i duszno. Temperatura dochodziła tutaj do 37 stopni, a ja nie czułam się tak źle jak jeszcze wczoraj rano. Słońce mocno świeciło, a wokół oprócz moich towarzyszy nie było słychać żywej duszy.
  Dotarliśmy akurat na obiad. Babka przygotowała kolejny brazylijski domowy przysmak, który był jak niebo w gębie. Po obiedzie całą czwórką poszliśmy do wielkiej biblioteki, którą udostępniła nam gospodyni. 
- Dlaczego akurat Pas Oriona? – zapytał mój szwagier rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Bo tak. Wszystkie książki w tym pomieszczeniu z Pasem Oriona na grzbiecie mówią o tym miejscu. O tym lesie. – wytłumaczyła Kate.
  Z czasem każdemu się to znudziło. Kiedy zadecydowałam o przerwie rodzeństwo wyszło, a ja sama podeszłam do podwyższonego okna. Z tego miejsca miałam idealny widok na „dach lasu”.
Wtedy poczułam jak czyjeś dłonie dotykają mnie i obejmują w pasie. Całkowicie zapomniałam  o jego obecności.
- Angie… A może zrobiłabyś sobie taką dłuższą przerwę? Co…? – wymruczał.
Nie mogłam się oprzeć jego dotykowi. Był cudowny. Ale musiałam pamiętać po co tu jesteśmy. I że gdy wrócimy on będzie brał ślub.
Obróciłam się przodem do niego, a on bez ogródek złączył nasze usta w gorącym pocałunku. Brakowało mi tego. Mimo, że nie powinnam to coś mnie do niego ciągnęło. Nadal. Jak wtedy kiedy jeszcze nie wiedział kim jestem. Boże, jak to było dawno… a jednak tak mało czasu upłynęło. On sobie znalazł kolejną panienkę… potem następną. A ja tylko biernie obserwowałam nie mając innego wyjścia.
Oddawał jego, coraz to bardziej namiętne, pocałunki. Badałam dłońmi jego umięśniony brzuch przez koszulkę. On był tak cholernie blisko… a tak daleko.
Pieszczoty przerwał nam dopiero Rangan:
- Oj sorki… a co to za schadzki? – uśmiechnął się znacząco poruszając brwiami.
- A takie tam… - odpowiedziałam wymijająco i wróciłam do książek bez słowa zostawiając Germana.

**
  Było już późno. Przez przeszklony dach widziałam jedynie gwiazdy i blask księżyca. W trakcie czytania  przyświecała mi jedna malutka lampka. Poza zasięgiem światła panował półmrok. Miałam już za sobą górę książek, a następne tyle piętrzyło się obok mnie w gotowości do przewertowania. Pozwoliła Kate i Ranganowi iść spać (a raczej zmusiłam ich), German też już dawno spał. Wokół mnie panowała idealna cisza.
Zamknęłam kolejną książkę. Matko, zaraz mi oczy wypłyną. Czułam jak literki skaczą mi przed oczami, a ja miałam wrażenie że to wszystko jest żmudną, nic nie dającą, pracą. I wtedy na coś wpadłam.
Sięgnęłam po kolejny wolumin ze sterty i przejrzałam spis treści.
- …krzewy, świątynie… drapieżniki… gwiazdy… - czytałam na głos wszystkie nagłówki. – Jest.
„Księżyc i gwiazdy”
Zaczęłam czytać.
Z całych dziesięciu stron zainteresował mnie jeden fragment:
… Jest ukryta skrytka. Aby ją otworzyć potrzebny jest blask księżyca (najlepiej takiego będącego w pełni) i odpowiednia pogoda. Zgadać muszą się kierunek wiatru i temperatura. To wszystko staje się w odpowiednim momencie kluczem do skrytki.

  To tak oczywiste! Wszystko jasne. Te wgłębienia są trzy! Ułożone w jednej, prostej linii – tak jak Pas Oriona! Jak mogłam nie pomyśleć! Jak mogło żadne z nas nie pomyśleć??
Zdecydowałam się, że pójdę już teraz. Od razu. Wstałam, zgasiłam lampkę i ruszyłam do swojego pokoju. Wzięłam do plecaka latarkę oraz mapkę. Ze stołu w salonie pozwoliłam sobie wziąć scyzoryk Rangana i wyszłam z domu. Kierowałam się w stronę wodospadów. Znałam mniej więcej drogę, a jako że miałam latarkę nie sprawiało mi to takiego problemu jaki by sprawiło jeszcze dzień temu.
  Ale miałam stracha. Ani na chwilę nie opuściło mnie wrażenie, że jakikolwiek szmer lub poruszenie gałązek to dzikie zwierzę gotowe rzucić się na mnie i zeżreć całości. Głośno przełknęłam ślinę.
Usłyszałam trzask łamanej gałązki. Wyjątkowo to zlekceważyłam będąc pewna, że to kolejny figiel mojej wyobraźni. Jak bardzo się wtedy myliłam…

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Wita, dzień dobry (przywitanie mojej poprzedniej pani w historii) jak minęły ostatnie dwa tygodnie? Bo mnie bardzo dobrze. Ktoś już ma za sobą porządki wiosenne? A może ktoś się jeszcze do tego nie przygotował mentalnie? :P Co myślicie o tym rozdziale? Trochę wyszedł przykrótki, ale ostatnio nie miałam weny a bardzo mi zależało na tym, aby rozdziała pojawiła się już dziś J  Piszcie opinie ;)
Beso

~Kasiula ;) 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdziała 38 Dobra. Zabrakło Wam 2 komów, ale znajcie moje dobre serce.

Rozdziała 39

Rozdziała 47.