Rozdziała 55
- Pytam jeszcze raz. Masz zamiar jechać? – powtórzył.
Bez słowa ruszyłam do przodu. Ruszył za mną nerwowo oddychając.
- Angie spójrz na mnie. Jedziesz tam czy nie? – zapytał dołączając do mnie.
- No nie wiem... – stwierdziłam patrząc przed siebie. – To trochę daleko. Ja nawet nie wiem co to jest za przedmiot, skarb czy cokolwiek o czym on pisze. Nawet nie wiem czy rzeczywiście to on napisał ten list.
- Spytaj matkę. Powinna skojarzyć pismo. – poradził German.
- Jasne. Zaraz przyjedzie zabierze mi to wszystko, bo stwierdzi że za młoda jestem na jeżdżenie po Brazylii i szukaniu czegoś czego nawet nie mamy pewności czy istnieje. Zastanowię się czy jadę i dam ci znać. Bilet lotniczy do Rio de Janeiro, hotel, jakieś pieniądze zabrać... to wszystko kosztuje.
- Przecież będę ja. Ja moge zapłacić na bilety i hotel. Nie musisz się niczym martwić. – wypalił nagle mój szwagier.
- Okej, dziekuję ci. – pocałowałam go w policzek i ruszyliśmy dalej do domu.
Weszliśmy do domu i od razu zabrałam się za jakieś papiery, które zostały mi do uzupełnienia, ale w ogóle nie potrafiłam się skupić.
Obok mnie, na kanape, dosiadł się Olga. Usiadła i głośno westchnęła.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Za niecałe dwa tygodnie ślub. – mruknęła.
Fala zimna uderzyła we mnie. O cholera... to już za dwa tygodnie?! Niemożliwe. Wydawało się, że to taki odległy moment; że do tego ślubu nigdy w końcu nie dojdzie! Nie! Przecież...
- No cóż. Jeśli obydwoje się kochają, to chyba dobrze że się w końcu pobiorą. – odparłam szybko, udając nie wzruszoną tym faktem.
- Angie? Czy ja dobrze słyszę? Ty, która kochasz Germana, ty która stąd wypędziłaś Jade, ty która zmieniłaś całkowicie tego człowiek twierdzisz, że powinien się pobrać z tą... wiedźmą?!
- Olgo kochałam, bo to czas przeszły. Nikogo nie wypędziłam, to German sam odkrył co się wyrabia w jego domu, a nawet jeśli go jakoś kiedyś zmieniłam, to nie oznacza że będziemy parą. On kocha kogoś innego, ja nie kocham jego i musicie się z tym Santiago pogodzić. – zwróciłam jej uwagę widząc sylwetkę kuzyna mojego szwagra znikającą w korytarzu, na piętrze, skąd obserwował mnie i gosposię. – A teraz przepraszam, ale muszę iść coś załatwić.
Ruszyłam do gabinetu mojego szwagra i wpadając do środka zamknęlam drzwi.
- Co jest?! – zawołał mój szwagier. Siedział w fotelu z nogami na biurku i przeglądał coś w tablecie.
- Nie możesz ze mną jechać. – powiedziałam krótko.
- Niby dlaczego? – zapytał zdziwiony powoli ściągając nogi z biurku i nie spuszczając ze mnie wzrok.
- Po prostu nie możesz. – klapnęłam na krześle naprzeciw niego. – Bo za niecałe dwa tygodnie bierzesz ślub.
- I co w związku z tym? – zapytał znowu.
- To. Ja nie wiem ile będziemy latać po Rio. Nie wiem ile nam zajmie rozwiązywanie tej zagadki. Jak ty to sobie wyobrażasz? Że przyjedziesz na dzień przed ślubem ubierzesz garnitur i już? Jesteś gotowy do ślubu?
- Angie, a ile roboty może być ze ślubem? – uśmiechnął sie głupio inżynier.
- Może inaczej: w jakiej sali masz wesele? – zapytałam.
- No w tej, gdzie Pris robiła awanturę i...
- Nie. Nawet ja wiem, gdzie masz wesele... – mruknęłam.
- Angie... – wstał i podszedł do mojego krzesła nachylając się nade mną. – Bardzo chcę jechać.

- Bardzo to ty powinieneś chceć zająć się swoim weselem. Jeśli na prawdę ją kochasz. – powiedziałam i kiedy nachylił się żeby mnie pocałować, ja szybko się wywinęłam i uciekłam z jego gabinetu.
Siedziałam w kuchni w Ludmiłą i Olgą, przygotowywałyśmy kolację. Po krótce opowiedziałam im co mi się dzisiaj przytrafiło.
- Dlaczego nie jedziesz z Germanem? – zapytała blondynka. – Jak sam się zaoferował.
- Bo on ma za niecałe czternaście dni ślub. – przypomniałam. – Nie chcę, żeby się spóźnił na własne wesele.
- Możesz go ze sobą wziąć. Mama chwilę pomęczy, że To jest skandal i w ogóle, ale potem odpuści. Byleby wrócił na kilka dni przed ślubem. – podsunęła mi Ludmiła.
Po tej rozmowie poszłam, po raz kolejny, do gabinetu Germana
Mój szwagier siedziała w gabinecie jak zawsze.
Bez słowa usiadłam na kanapie i odparłam:
- Okej. Możesz jechać ze mną. Ale obiecaj mi, że jeśli nie będzie się zanosić na szybkie rozwiązani zagadki, to bierzesz pierwszy lepszy samolot i wracasz na ślub, do domu. Dobra?
- Jasne. – przystał na moje warunki i podszedł do kanapy. – Już się nie wywiniesz. – dodał przylominając mi naszą poprrzednią rozmowę i nachylająv się namiętnie mnie pocałował.
Kiedy skończyliśmy, akurat gosposia zawołała nas na kolację.
To był idealny moment na uprzedzenie wszystkich o wyjeździe.
Kiedy spóźniona Pris w końcu pojawiła się na kolacji, głos zabrał jej narzeczony.
- Angie ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. – oddał mi głos.
Opowiedziałam wszystkim o paczce, którą dziś dostałam od José i o skarbie, lub innym przedmiocie, który muszę odnaleźć.
- Tak. I ja będę towarzyszył Angie podczas tej wyprawy. – dodał po chwili inżynier. – Możliwe, że nie jesteś kochanue zadowolona, ale nie przejmuj się, na ślub na pewno zdążę. – zapewnił ją German.
- Mamy zamiar wyjechać... German?
- Mam zabukowane bilety na samolot na za 3 dni. To jest dużo czasu na wzięcie urlopu ii przygotoaanie się do wyjazdu. Ramallo odwołaj moje spotkania na najbliższy tydzień.
Violetta, Federico i Ludmiła zadali jeszcze kilka pytań, ciotka Fran stwierdziła, że bardzo się cieszy, że jedziemy razem i kilka godzin później (po dwóch godzinach rozmów z Violą i Ludmiłą) poszłam, tak jak reszta domowników, spać w świętnym nastroju.
Następnego dnia już o ósmej rano stałam w gabinecie Gregorio w sprawie urlopu.
- Na ile jedziesz? – zapytał porządkują papiery na biurku.
- Nie wiem. Ale za niecałe trzy dni wyjeżdżam. W sprawie tej zagadki, wiesz... ten pakunek co mi José przekazywał...
- Dobra, dobra. Nie chcę tego słuchać. Masz urlop na dwa tygodnie z możliwościa skrócenia go w dowolnym terminie.
- Jedziesz? – usłyszałam za sobą.
Zobaczyłam w drzwiach Pablo.
Wyszzlismy razem na korytarz i opowiedziałam mu wszystko o wyjeździe.
- Nie zostawię cię. Jadę z tobą. – pogłaskał mnie po policzku.
- Pablo po pierwsze hamuj się, tu są uczniowie. A po drugie musisz to załatwić z Germanem. On załatwił bilety na samolot. Ale... – zaczepiłam go gdy chciał odejść na lekcje. – Fajnie, że chcesz jechać ze mną... – pocałowałam go czule w policzek i odeszłam Ale jeszcze za plecami uslyszalam „Angie hamuj się, tu są uczniowie...”
*&*&*&&^$*@£#*×*'&#£#&
Przepraszam za bledy - z gory mowie - dodaje ten post na religii, a nie chce byc przylapana przez ksiedza.
Po weeekendzie bedzie dluzszy rozdzial.
Pozdrawiam Was ;) ;*
~ Kasiula ;)
Bez słowa ruszyłam do przodu. Ruszył za mną nerwowo oddychając.
- Angie spójrz na mnie. Jedziesz tam czy nie? – zapytał dołączając do mnie.
- No nie wiem... – stwierdziłam patrząc przed siebie. – To trochę daleko. Ja nawet nie wiem co to jest za przedmiot, skarb czy cokolwiek o czym on pisze. Nawet nie wiem czy rzeczywiście to on napisał ten list.
- Spytaj matkę. Powinna skojarzyć pismo. – poradził German.
- Jasne. Zaraz przyjedzie zabierze mi to wszystko, bo stwierdzi że za młoda jestem na jeżdżenie po Brazylii i szukaniu czegoś czego nawet nie mamy pewności czy istnieje. Zastanowię się czy jadę i dam ci znać. Bilet lotniczy do Rio de Janeiro, hotel, jakieś pieniądze zabrać... to wszystko kosztuje.
- Przecież będę ja. Ja moge zapłacić na bilety i hotel. Nie musisz się niczym martwić. – wypalił nagle mój szwagier.
- Okej, dziekuję ci. – pocałowałam go w policzek i ruszyliśmy dalej do domu.
Weszliśmy do domu i od razu zabrałam się za jakieś papiery, które zostały mi do uzupełnienia, ale w ogóle nie potrafiłam się skupić.
Obok mnie, na kanape, dosiadł się Olga. Usiadła i głośno westchnęła.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Za niecałe dwa tygodnie ślub. – mruknęła.
Fala zimna uderzyła we mnie. O cholera... to już za dwa tygodnie?! Niemożliwe. Wydawało się, że to taki odległy moment; że do tego ślubu nigdy w końcu nie dojdzie! Nie! Przecież...
- No cóż. Jeśli obydwoje się kochają, to chyba dobrze że się w końcu pobiorą. – odparłam szybko, udając nie wzruszoną tym faktem.
- Angie? Czy ja dobrze słyszę? Ty, która kochasz Germana, ty która stąd wypędziłaś Jade, ty która zmieniłaś całkowicie tego człowiek twierdzisz, że powinien się pobrać z tą... wiedźmą?!
- Olgo kochałam, bo to czas przeszły. Nikogo nie wypędziłam, to German sam odkrył co się wyrabia w jego domu, a nawet jeśli go jakoś kiedyś zmieniłam, to nie oznacza że będziemy parą. On kocha kogoś innego, ja nie kocham jego i musicie się z tym Santiago pogodzić. – zwróciłam jej uwagę widząc sylwetkę kuzyna mojego szwagra znikającą w korytarzu, na piętrze, skąd obserwował mnie i gosposię. – A teraz przepraszam, ale muszę iść coś załatwić.
Ruszyłam do gabinetu mojego szwagra i wpadając do środka zamknęlam drzwi.
- Co jest?! – zawołał mój szwagier. Siedział w fotelu z nogami na biurku i przeglądał coś w tablecie.
- Nie możesz ze mną jechać. – powiedziałam krótko.
- Niby dlaczego? – zapytał zdziwiony powoli ściągając nogi z biurku i nie spuszczając ze mnie wzrok.
- Po prostu nie możesz. – klapnęłam na krześle naprzeciw niego. – Bo za niecałe dwa tygodnie bierzesz ślub.
- I co w związku z tym? – zapytał znowu.
- To. Ja nie wiem ile będziemy latać po Rio. Nie wiem ile nam zajmie rozwiązywanie tej zagadki. Jak ty to sobie wyobrażasz? Że przyjedziesz na dzień przed ślubem ubierzesz garnitur i już? Jesteś gotowy do ślubu?
- Angie, a ile roboty może być ze ślubem? – uśmiechnął sie głupio inżynier.
- Może inaczej: w jakiej sali masz wesele? – zapytałam.
- No w tej, gdzie Pris robiła awanturę i...
- Nie. Nawet ja wiem, gdzie masz wesele... – mruknęłam.
- Angie... – wstał i podszedł do mojego krzesła nachylając się nade mną. – Bardzo chcę jechać.

- Bardzo to ty powinieneś chceć zająć się swoim weselem. Jeśli na prawdę ją kochasz. – powiedziałam i kiedy nachylił się żeby mnie pocałować, ja szybko się wywinęłam i uciekłam z jego gabinetu.
Siedziałam w kuchni w Ludmiłą i Olgą, przygotowywałyśmy kolację. Po krótce opowiedziałam im co mi się dzisiaj przytrafiło.
- Dlaczego nie jedziesz z Germanem? – zapytała blondynka. – Jak sam się zaoferował.
- Bo on ma za niecałe czternaście dni ślub. – przypomniałam. – Nie chcę, żeby się spóźnił na własne wesele.
- Możesz go ze sobą wziąć. Mama chwilę pomęczy, że To jest skandal i w ogóle, ale potem odpuści. Byleby wrócił na kilka dni przed ślubem. – podsunęła mi Ludmiła.
Po tej rozmowie poszłam, po raz kolejny, do gabinetu Germana
Mój szwagier siedziała w gabinecie jak zawsze.
Bez słowa usiadłam na kanapie i odparłam:
- Okej. Możesz jechać ze mną. Ale obiecaj mi, że jeśli nie będzie się zanosić na szybkie rozwiązani zagadki, to bierzesz pierwszy lepszy samolot i wracasz na ślub, do domu. Dobra?
- Jasne. – przystał na moje warunki i podszedł do kanapy. – Już się nie wywiniesz. – dodał przylominając mi naszą poprrzednią rozmowę i nachylająv się namiętnie mnie pocałował.
Kiedy skończyliśmy, akurat gosposia zawołała nas na kolację.
To był idealny moment na uprzedzenie wszystkich o wyjeździe.
Kiedy spóźniona Pris w końcu pojawiła się na kolacji, głos zabrał jej narzeczony.
- Angie ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. – oddał mi głos.
Opowiedziałam wszystkim o paczce, którą dziś dostałam od José i o skarbie, lub innym przedmiocie, który muszę odnaleźć.
- Tak. I ja będę towarzyszył Angie podczas tej wyprawy. – dodał po chwili inżynier. – Możliwe, że nie jesteś kochanue zadowolona, ale nie przejmuj się, na ślub na pewno zdążę. – zapewnił ją German.
- Mamy zamiar wyjechać... German?
- Mam zabukowane bilety na samolot na za 3 dni. To jest dużo czasu na wzięcie urlopu ii przygotoaanie się do wyjazdu. Ramallo odwołaj moje spotkania na najbliższy tydzień.
Violetta, Federico i Ludmiła zadali jeszcze kilka pytań, ciotka Fran stwierdziła, że bardzo się cieszy, że jedziemy razem i kilka godzin później (po dwóch godzinach rozmów z Violą i Ludmiłą) poszłam, tak jak reszta domowników, spać w świętnym nastroju.
Następnego dnia już o ósmej rano stałam w gabinecie Gregorio w sprawie urlopu.
- Na ile jedziesz? – zapytał porządkują papiery na biurku.
- Nie wiem. Ale za niecałe trzy dni wyjeżdżam. W sprawie tej zagadki, wiesz... ten pakunek co mi José przekazywał...
- Dobra, dobra. Nie chcę tego słuchać. Masz urlop na dwa tygodnie z możliwościa skrócenia go w dowolnym terminie.
- Jedziesz? – usłyszałam za sobą.
Zobaczyłam w drzwiach Pablo.
Wyszzlismy razem na korytarz i opowiedziałam mu wszystko o wyjeździe.
- Nie zostawię cię. Jadę z tobą. – pogłaskał mnie po policzku.
- Pablo po pierwsze hamuj się, tu są uczniowie. A po drugie musisz to załatwić z Germanem. On załatwił bilety na samolot. Ale... – zaczepiłam go gdy chciał odejść na lekcje. – Fajnie, że chcesz jechać ze mną... – pocałowałam go czule w policzek i odeszłam Ale jeszcze za plecami uslyszalam „Angie hamuj się, tu są uczniowie...”
*&*&*&&^$*@£#*×*'&#£#&
Przepraszam za bledy - z gory mowie - dodaje ten post na religii, a nie chce byc przylapana przez ksiedza.
Po weeekendzie bedzie dluzszy rozdzial.
Pozdrawiam Was ;) ;*
~ Kasiula ;)
Komentarze
Prześlij komentarz