Rozdziała 68

Otworzył oczy. Leżał na prosto patrząc w sufit. Łóżko na którym spoczywał było miękkie i wygodne. Na pewno jeszcze chwilę temu spał. Ale co było wcześniej.
- Dobrze cię widzieć... - usłyszał i spojrzał w stronę drzwi w pomieszczeniu. Stała w nich wysoka, ładna blondynka o zielonych oczach. Ubrana w coś bardzo nie kobiecego. Zwykły T-shirt i krótkie spodnie. 
- Co się właściwie stało? - zapytał podnosząc się opierając na łokciach. 
- Dostałeś tym nożem, a potem prawie się wykrwawiłeś... Na szczęście wszystko jest już okej. - wytłumaczyła i usiadła tuż obok niego. 
- A te bandziory? - zapytał patrząc jej w oczy. 
- Zostali zabrani na policję. Gliniarze zwinęli ich, kiedy tamci uciekali z lasu...
- Nic ci nie jest? - przerwał jej przypominając sobie, co tak na prawdę się wydarzyło. 
- Tak. Przyszłam tylko zmienić opatrunek. - powiedziała uspokajająco. 
Angie Po.V.
Odkryłam kołdrę i zaśmiałam się na widok jego miny, kiedy spojrzał w dół. Leżał w samych bokserkach. 
Delikatnie odsunęłam bandaż i ujrzałam całkiem dobrze zrośnięta ranę. Była ona rozległa. I głęboka. Kiedy Babka próbowała go wyleczyć nie mogłam na to patrzeć. Krew spływała po boku jrgo brzucha... a on robił się coraz bledszy. To było najgorsze pół godziny mojego życia. A przynajmniej ostatnich kilkunastu lat. Bałam się o niego, jak nigdy...
- Boli? - zapytałam delikatnie dotykając miejsca obok rozcięcia. 
- Prawie wcale. Kiedy wracamy? - zapytał szybko. 
Przełknęłam ślinę. 
- Jutro rano mamy samolot. W ciągu tych kołku dni, kiedy spałeś ja pojechałam do miasta i kupiłam trzy bilety. - wytłumaczyłam mu. 
- Czyli musimy jeszcze wrócić do Rio i się spakować? - zapytał kontrolnie. 
- Tak. 
- To na co czekamy? Jedziemy! - zawołał podrywając się z łóżka. Jego twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie. 
- A jednak coś cię boli. - powiedziałam do niego z wyrzutem. 
- Tylko odrobinę. Kiedy się schylam albo zginam. Ale to nic, szybko przejdzie. - uśmiechnął się i podszedł do mnie. - Wiesz, ze mi się śniłaś? 
Spojrzałam na niego rozbawiona, a on mocno mnie przytulił. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi i wszedł German. Uśmiechnął się i podał dłoń mojemu przyjacielowi, a on ją uścisnął. 
- Dobrze, że już z nami jesteś. I właśnie cię szukałem Angie, żeby cię poinformować że wszystko jest gotowe i jutro rano możemy jechać. 
  
  Pablo zszedł na posiłek. Babka właśnie przygotowała obiad, więc wszyscy go zjedliśmy z wesołek atmosferze. Pablo twierdził, że nic go nie boli, ale babka kazała mu wracać do łóżka i się położyć. 
  Kiedy wieczór spowił las i okolicę, musiałam się przejść, więc wyszłam na zewnątrz. W powietrzu unosił się słodki zapach jakichś kwiatów, papugi wydawały z siebie ostatnie tego dnia głosy, które powoli zanikały w puszczy. 
- Fajnie było. - usłyszałam za swoimi plecami i obróciłam się na pięcie. Katie do mnie podeszła i położyła mi rękę na ramieniu. - To była niezła przygoda spotkać takich wariatów jak wy. 
- Taaak... chociaż szczerze mówiąc, to spodziewałam się że skarbem będzie coś innego... - mruknęłam uśmiechnięta patrząc w niebo. 
- Może to lepiej, że skarbem nie są pieniądze. Te bandziory pewnie by tu wróciły i by nam coś zrobiły. Teraz przynajmniej masz spokój. - odparła dziewczyna. - German już wszystko załatwił. Poszedł na policję i opisał tych bandziorów. Powiedzieli, że będą ich szukać...
- Ech, już raz trafiłam na podobnych. Też chcieli mnie porwać, tylko że  dodatkowo mieli w planach sprzedać mnie do domu publicznego. - wyznałem i spojrzałam na twarz towarzyszki. Jej oczy wypełniły się przerażeniem, a usta utworzyły kształt "O". 
- I co zrobiłaś? - zapytała. 
- No cóż... na pokaz udawałam, że jestem dzielna, ale w środku wszystko krzyczało z bólu. Nie zgłosiłam tego na policję, ale wiem że German to zrobił. 
- Dlaczego nie chciałaś tego złosić? - zapytała po raz kolejny nastolatka. 
- Bo tak na prawdę nic o nich nie wiedziałam. Ani gdzie mają kryjówkę, ani ich nazwisk... dodatkowo jeden z nich mi pomógł. Mogłam się od niego dowiedzieć gdzie to jest, ale... 
- ...ale nie chciałaś. - przerwała mi dziewczyna - A German i tak się wszystkiego dowiedział i zgłosił to na policję. 
Byłam w szoku. Takiej wiadomości się od Katie nie spodziewałam. 
- Tylko nie podał, że ciebie też porwali... żebyś się nie dowiedziała, że jednak poszedł na policję i tak dalej... 
- Miło z jego strony... - mruknęłam, bo jedynie tyle byłam w stanie powiedzieć. Tak się o mnie bal i troszczył i w międzyczasie jeszcze poszedł na policję donieść o wszystkim. 
  Następnego dnia, rano, obudził mnie buziak w policzek. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Germana. 
- Wstawaj królewno. Dziś wyjeżdżamy. - uśmiechnął się i obdarzył moje czoło kolejnym buziakiem. 
- W taki sposób mogłabym wstawać nawet w poniedziałki. - uśmiechnęłam się do mojego szwagra. 
- Twoje życzenie dla mnie rozkazem. - zaśmiał się i otworzył drzwi. - Zapraszam cię na dół, babka już zrobiła dla nas śniadanie. - powiedział i wyszedł zamykając za sobą drzwi. 
Ciekawe skąd taki nagły przypływ czułości u niego? - pomyślałam i szybko wstałam aby się ubrać. 
Samolot mieliśmy w godzinach wczesno-popołudniowych, więc mieliśmy jeszcze trochę czasu. Babka dała nam kanapki na drogę (od razu byłam ciekawa co mają w środku) i paczkę ziół na różne dolegliwości (kartkę ze spisem mam w kieszeni) 
- O wszystkim pamiętałem, nie martw się. - mówił do mnie German. - Nie musimy już nawet jechać do hostelu, bo wszystko zapakowałem do jeepa. 
- Pamiętasz gdzie stoi nasze auto? - zapytałam zdumiona. 
- Rangan mi powiedział. - uśmiechnął się inżynier. 
  Kiedy wszystko było gotowe mogliśmy ruszać. Pożegnałam się z babką i podziękowałam jej za nocleg, pyszne jedzenie oraz wszystko co dla nas zrobiła. 
Pablo był wdzięczny na uratowanie życia i obiecał że kiedyś tu wróci aby jej się odwdzięczyć. 
Ja, German, Pablo i Rangan z Katie ruszyliśmy do lasu, aby powoli kierować się na skraj puszczy, gdzie czekało nasze auto. 
Czułam nad nami kroki czarnego jaguara, który przemieszczał się po gałęziach drzew. 
W końcu stanęliśmy tuż na skraju lasu. 
Obróciłam się do każdego z moich dzikich pomocników i na pierwszy ogień poszła dziewczyna. Mocno ją uścisnęłam i podziękowałam za wszystko co do tej pory dla mnie zrobiła. Obiecałam, że jeszcze kiedyś ją odwiedzę. 
- Wezmę w to miejsce męża, na podróż poślubną. - zawołałam zadowolona. 
- Trzymam za słowo - obiecała szesnastolatka i wypuściła mnie z objęć. 
- Po prostu uważaj na siebie. - mruknął Rangan, kiedy przytuliłam jego ciepły tors. - Nie wychylaj się i pamiętaj o nas. 
- Jasne. - powiedziałam, a on pocałował moje czoło. - Zaraz mi dasz adres, to kiedy was odwiedzę. 
- Ja ci podam. - zaoferował German, a ja odeszłam od Rangana aby moi towarzysze mogli się pożegnać z naszymi przewodnikami. 
Na chwilę poczułam w oku łzę, ale ciepło jakie dziś uderzało szybko osuszyli oznakę wzruszenia. 
  W końcu wsiedliśmy do auta i Pablo ruszył z kopyta machając przy tym do drzew, ptaków i naszych nowych przyjaciół. 
W drodze była piękna pogoda. Na niebie ani jednej chmurki. Słońce mocno uderzało w nas swoimi promieniami. 
Wysiedliśmy na lotnisku, gdzie Pablo szybko zaparkował i pobiegliśmy do jakiejś kawiarni na obiekcie. Do wylotu mieliśmy jeszcze trzy godziny, wiec czas na szybką brazylijską kawę  i podładowania telefonu. Szczególnie Pablo musiał to zrobić. Trzeba było zadzwonić do jego kumpla i oddać mu jeepa. W końcu Pablo się do niego dodzwonił, a my z Germanem zajadaliśmy jakieś dobre regionalne ciasto. 
W końcu mój telefon również nadawał się do użytku, więc wybrałam numer Violetty i czekałam aż odbierze. Po czterech sygnałach już słyszałam jej głos. 
- Halo?
- Hej, Violu! 
- Angie, dlaczego nie dzwoniłaś?! Bałam się, że ci telefon ukradli. Albo ciebie. Wiesz ile w tym Rio gangów grasuje? 
- Spokojnie, kochanie, wszystko jest pod kontrolą. Zaraz mamy samolot i wracamy do domu. - uśmiechnęłam się na samą myśl o powrocie do Buenos Aires. 
- Mam nadzieję, że wszystko mi opo... Co?! Nie Olgo, to tylko Angie. Mówi, że już są na lotnisku! Ludmiła, zostaw ten telefon to tylko Ang... dobra, kończę bo zaraz mi wyrwą ten telefon - zaśmiała się nastolatka i rozłączyła się. 
Szybka odprawa (Pablo znowu musiał iść na kontrolę osobistą) i prawie spóźniliśmy się na samolot, bo tak długo przeszukiwali Pablo. A potem już dwie godziny słodkiego lenistwa. 
W tym czasie German i Pablo zapoznali bardzo ładną argentynkę, która tak jak oni leciała do stolicy. No cóż... była całkiem ładna. Całkiem, całkiem... 
  Wysiedliśmy w Buenos Aires i pierwsze co zrobiliśmy z Pablo to usiedliśmy na ławkach, kiedy German dzwonił po taksówkę. 
  W końcu byliśmy pod willą Castillo. To było coś za czym się stęskniłam, mimo że z Brazylii jest przepięknie i magicznie. Zostaliśmy powitani najpierw przez Olgę, potem przez Federico, a potem cała reszta zeszła na dół i ryknęła uradowana widząc nad. 
Priscilla nie byłaby sobą gdyby ostentacyjnie, stojąc tuż obok mnie, namiętnie wpiła się w usta Germana. 
  Uczta, którą Olga przygotowała na nasz przyjazd była niesamowita. Pablo również został na nią zaproszony. Wrócił tylko do swojego domu odstawić bagaż i wziąć prysznic. Ja i German również musieliśmy się wykąpać i ubrać w miarę normalnie. Wszyscy chcieli posłuchać o co chodzi z tym skarbem i jak udało nam się go znaleźć, więc w końcu usiedliśmy do stołu i razem ze szwagrem i Pablo opowiedzieliśmy historię o nasze wielkiej przygodzie. Domownikom brakowało dechy w piersiach, kiedy słyszeli jak udawaliśmy pokojówki lub byliśmy ścigani przez opryszków. Kiedy słuchałam jak Pablo opowiada o swoim porwaniu nie mogłam uwierzyć w to, że to wszystko się naprawdę wydarzyło. Jak w jakimś śnie, albo książce. W końcu domownicy po kolei rozchodzili się do domów, a ja odprowadziłam mojego przyjaciela pod drzwi. 
- Świetnie się bawiłem. - odparł obracając się w moja stronę. 
- Ale teraz, czy wtedy? - zapytałam podchwytliwie delikatnie gładząc go po ramionach i jego czerwonej koszulce. 
- Poproszę inny zestaw pytań - zaśmiał się. 
- Ale następnym razem się nie gól na zero - pogłaskałam go po policzku. - Bo jestem przyzwyczajona do brodatego Pabla. 
- Aż tak źle? - zapytał urażony. 
- Powaliłbyś każdą kobietę i dziewczynę, ale jednak broda dodaje ci uroku. - uśmiechnęłam się. 
Pocałował mnie w policzek i wyszedł zamykając za sonda drzwi. 
  Następnego ranka cieszyłam się nowym dniem w Buenos Aires już od 6:30. Obiecałam wczoraj Gregorio, że dzisiaj już będę w pracy. Choreograf miał jakiś problem z piosenkami do nowego przedstawienia. 
Weszłam do kuchni, gdzie Olga już pracowała. 
- Mmm, jajecznica? - zapytałam gdy zobaczyłam jajka przygotowane na blacie kuchennym. 
- Tak. Specjalnie z okazji waszego przyjazdu. 
Chwilę milczałyśmy, kiedy w końcu ciekawość Olgi wzięła górę. 
- A co tam z tobą i twoim Pablem? - zapytała gosposia - Czy to coś wię...
- Olgo, czy ty nas wczoraj podglądałaś? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź. 
- Wy tak uroczo wyglądacie... oczywiście nie tak uroczo jak  ty z panem Germanem, ale...
- Olgita, między mną i Germanem dawno już niczego nie ma. On mnie nie kocha i nigdy nie kochał.
- Kto kogo nie kocha? - zapytał German wchodząc do pomieszczenia. 
- Nikt. - odpowiedziałyśmy prawie jednocześnie, 
- Bo ja kocham wszystkich. Szczególnie kobiety w tym domu - mówił German i podszedł do mnie dając mi soczystego całusa w policzek. - Mam nadzieję, że niebwujdziesz tak z domu - wskazał stół kuchenny na którym stała moja szklanka wody. - Ja ci zrobię tym razem śniadanie do pracy. Tak jak mnie robił kiedyś ojciec do szkoły. - ostrzegł szwagier i wyszedł na chwilę z kuchni. 
  W Studio Gregorio i Niko bardzo chcieli abym opowiedziała im przygody w Rio. Byli zachwyceni tym wszystkim. Nawet Gregorio powstrzymał się od złośliwości. 
  W południe miałam okienko, więc mogłam jeść guzdrząc się ile wlezie. Wyciągnęłam z torebki pojemnik z sałatką, którą zrobił mi German i wtedy nagle mi się coś przypomniało. Jedno słowo. Ślub. Miał być za cztery dni i nadciągał nieubłaganie. A to oznaczało napięta atmosferę i nerwy w każdym zakątku domu dzisiaj, jutro, po jutrze i po pojutrze... Moja intuicja krzyczała "Nie idź tam. Nie wracaj!" ale i tak po lekcjach wróciłam do willi Castillo. 
- Jest piękna. - usłyszałam wchodząc - Mam nadzieję, że German teraz nie wejdzie do domu... 
- Spokojnie, ma jeszcze jakieś spotkanie. - odpowiedziałam zamykając drzwi, a Priscilla ja mój widok wydarła się głośnym, długim i wysokim "Aaa!" 

&&&&&&&&&&&&&&&&
Ta dam! Mój wielki powrót! Mam nadzieję, że będzie dalej czytać bo sporo się będzie działo również po ślubie. Koniecznie zaglądajcie, bo dwa komy pod tym postem to kolejny rozdział 
Pozdrawiam 
~ Kasiula ;) 

Komentarze

  1. Czekam na nexta! Super się czyta oby tak dalej.Ps powinnaś zrobić więcej germangie ��❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem. Więcej Germangie będzie już niedługo, tylko muszą się rozkręcić ;) dziękuję za miły komentarz, już myślałam że będzie tutaj pusto ❤️

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdziała 38 Dobra. Zabrakło Wam 2 komów, ale znajcie moje dobre serce.

Rozdziała 39

Rozdziała 47.