Rozdział 8
Ramallo spojrzał na mnie; Ludmiłę. Potem ma Federico siedzącego obok niego. Asystent Germana miał białe szkła w okularach. Włosy kleiły mu się od mleka i jajka, one również były całe w mące.
Wtedy do jadalnie wszedł pan domu.
Spojrzał na naszą czwórkę i nuc nie mówiąc usiadł na swoim miejscu. Sięgnął po tosta i dżem łypiąc na nas wszystkich oczami. Po chwili milczenia nie wytrzymał.
- Ramallo, co ty masz na sobie
Ramallo spojrzał na niego robiąc żałosną minę.
- Olga dała mi składniki na naleśniki, które dziś będą na kolację. - uśmiechnął się kwaśno do przyjaciela.
- Skoro ci nie smakują dania, które JA przygotowuję, dziś TY sobie robisz kolacje! - odkrzyknęła Olga z kuchni.
Na to German nie wytrzymał i wybuchnął donośnym śmiechem.
- Hahahahahahhahaha - kulił się na krześle chichocząc głośno.
Ramallo spojrzał na niego groźnie.
Mój szwagier zaczął się śmiać jeszcze głośniej, kiedy żółtko powoli spłynęło po policzku jego asystenta.
- No. Bardzo śmieszne! - odburknął obrażony Lisandro.
- AHAHAHA... AHA... HAHAHA - pan domu śmiał się coraz głośniej uderzając pięścią w stół.
Po chwili Federico dołączył i już wszyscy zanosiliśmy się niepohamowanym i donośnym śmiechem.
Po kilku minutach German uciszył się, wyprostował i otarł łzy z policzków.
- Dobrze ci tak, Ramallo. - oznajmił i głośno zarechotał.
***
Po moich 2 pierwszych lekcjach zawędrowałam do pokoju.
Pod drzwiami, spotkałam osobę, której najmniej się spodziewałam...
- Pablo! - wykrzyknęłam i mocno go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk całując mnie w policzek.
Mój przyjaciel z chęcią zabrał się za parzenie kawy, kiedy do pokoju wszedł German.
- Jest! W końcu przyszedł nasz Bóg Kawy! Jedyny, który potrafi ujarzmić tę piekielną bestię! - wykrzyknął wskazując na Pabla, a potem na ekspres - Zostajesz na stałe?
- Nie. Ja tylko na kawę. - odpowiedział i wlał napój do trzech kubków.
- Pablo, dostałeś... - zaczął German słodząc swoją kawę.
- Tak. - przerwał mu Pablo.
- I jak? Będziesz?
- Nie, raczej Nie...
- Czemu?! - zapytałam zanim zdążył to zrobić mój szwagier.
- To wasza rodzinna uroczystość... nie...
- Pablo. - spojrzałam na niego groźnie - Przyjdziesz Pablo - i uśmiechnęłam się.
- Nie, raczej nie - zaprzeczył.
- Owszem
- Nie, nie...
- To tak, czy nie?
- Przyjdzie. Na 100 % - nie dałam protestować Pablowi.
- To dobrze - odparł inżynier - A kawa - cudowna - cmoknął wychodząc z pokoju.
- Angie, to nie jest dobry pomysł...
- Oj tam... - pocałowałam go w policzek - idź już, bo jak cię Gregorio zobaczy to się wścieknie.
Pablo dopił kawę i wyszedł.
Spojrzał na naszą czwórkę i nuc nie mówiąc usiadł na swoim miejscu. Sięgnął po tosta i dżem łypiąc na nas wszystkich oczami. Po chwili milczenia nie wytrzymał.
- Ramallo, co ty masz na sobie
Ramallo spojrzał na niego robiąc żałosną minę.
- Olga dała mi składniki na naleśniki, które dziś będą na kolację. - uśmiechnął się kwaśno do przyjaciela.
- Skoro ci nie smakują dania, które JA przygotowuję, dziś TY sobie robisz kolacje! - odkrzyknęła Olga z kuchni.
Na to German nie wytrzymał i wybuchnął donośnym śmiechem.
- Hahahahahahhahaha - kulił się na krześle chichocząc głośno.
Ramallo spojrzał na niego groźnie.
Mój szwagier zaczął się śmiać jeszcze głośniej, kiedy żółtko powoli spłynęło po policzku jego asystenta.
- No. Bardzo śmieszne! - odburknął obrażony Lisandro.
- AHAHAHA... AHA... HAHAHA - pan domu śmiał się coraz głośniej uderzając pięścią w stół.
Po chwili Federico dołączył i już wszyscy zanosiliśmy się niepohamowanym i donośnym śmiechem.
Po kilku minutach German uciszył się, wyprostował i otarł łzy z policzków.
- Dobrze ci tak, Ramallo. - oznajmił i głośno zarechotał.
***
Po moich 2 pierwszych lekcjach zawędrowałam do pokoju.
Pod drzwiami, spotkałam osobę, której najmniej się spodziewałam...
- Pablo! - wykrzyknęłam i mocno go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk całując mnie w policzek.
Mój przyjaciel z chęcią zabrał się za parzenie kawy, kiedy do pokoju wszedł German.
- Jest! W końcu przyszedł nasz Bóg Kawy! Jedyny, który potrafi ujarzmić tę piekielną bestię! - wykrzyknął wskazując na Pabla, a potem na ekspres - Zostajesz na stałe?
- Nie. Ja tylko na kawę. - odpowiedział i wlał napój do trzech kubków.
- Pablo, dostałeś... - zaczął German słodząc swoją kawę.
- Tak. - przerwał mu Pablo.
- I jak? Będziesz?
- Nie, raczej Nie...
- Czemu?! - zapytałam zanim zdążył to zrobić mój szwagier.
- To wasza rodzinna uroczystość... nie...
- Pablo. - spojrzałam na niego groźnie - Przyjdziesz Pablo - i uśmiechnęłam się.
- Nie, raczej nie - zaprzeczył.
- Owszem
- Nie, nie...
- To tak, czy nie?
- Przyjdzie. Na 100 % - nie dałam protestować Pablowi.
- To dobrze - odparł inżynier - A kawa - cudowna - cmoknął wychodząc z pokoju.
- Angie, to nie jest dobry pomysł...
- Oj tam... - pocałowałam go w policzek - idź już, bo jak cię Gregorio zobaczy to się wścieknie.
Pablo dopił kawę i wyszedł.
Następnego dnia, kiedy wróciłam ze Studia (tak się złożyło, że wracałam z Federiciem) już od progu przywitały nas czyjeś okrzyki... radości? Wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia i ruszyliśmy do salonu.
Oparta o kanapę stała Ludmiła, zrezygnowanym spojrzeniem patrząc na swoją mamę, zrezygnowanym wzrokiem patrząc na swoją mamę, która stała na środku salonu, podskakiwała i coś krzyczała niczym wypuszczona z domu wariatów.
Oparta o kanapę stała Ludmiła, zrezygnowanym spojrzeniem patrząc na swoją mamę, zrezygnowanym wzrokiem patrząc na swoją mamę, która stała na środku salonu, podskakiwała i coś krzyczała niczym wypuszczona z domu wariatów.
Nic dziwnego. Miała na sobie biała suknię bogatą w czarne zdobienia. Jeśli tam miała wyglądać suknia na zaręczyny, to ja się boję jak będzie wyglądać ta na ślub i wesele.
Bez falban, koronek kokard i tym podobnych się nie obejdzie.
Zerknęłam na Ludmiłę. Stała nie wzruszona, patrząc z politowaniem na Priscille. Stanęliśmy obok niej i zaczęliśmy obserwować jej napad... czegoś. Najwidoczniej nie zauważyła, kiedy wróciliśmy ze Studia.
W końcu, gdy skończyła, usłyszała chichoty naszej czwórki (chwilę temu przyszedł Ramallo). Spojrzała na nas z mieszaniną złości i zakłopotania, że zobaczyliśmy ją w TAKIM momencie.
- A wy co? już nie w Studiu?! - spytała z wyższością.
- Nie ale... ale... już sobie... idziemy... - odpowiedzieliśmy dławiąc się śmiechem.
Wyszliśmy na taras i nalaliśmy sobie po szklance lemoniady. Ludmiła wyciągnęła okulary przeciwsłoneczne, a Federico jakiś zeszyt, w którym zaczął notować.
Chwilę patrzyłam mu przez ramię (wścibska Angie). Pisał jakąś piosenkę.
Zasugerowałam mu kilka poprawek i poszłam do kuchni.
Tam jak zwykle Olga przygotowywała kolację. Krzątała się po kuchni tanecznym krokiem podśpiewując sobie.
Usiadłam cicho przy stole i zajęłam się lekturą jakiejś gazety.
Co ja zrobię, kiedy German się w końcu ożeni?
Chyba się wyprowadzę.
Do innego miasta.
W innym państwie, gdzieś na innym kontynencie.
Najlepiej na innej planecie.
Nie... to raczej nic nie zmieni...
Przez moje głębokie przemyślenia, nie zauważyłam nawet, że piąty raz czytam tę samą linijkę.
Nadszedł kolejny dzień. kolejny dzień, który przybliżał nas wszystkich do Wielkiego Przyjęcia Zaręczynowego. Obudziłam się z silnym bólem głowy.
Mimo to zwlekłam się z łóżka. Podeszłam do szafy, otwarłam ją i wciągnęłam na siebie
Następnie wyszłam do łazienki, ogarnąć się.
Po chwili już siedziałam przy stole oczekując na swoją kawę.
- Angie... - usłyszałam jak przez mglę, Germana - Wszystko dobrze?
- T.. tak.. jasne. - odpowiedziałam, choć z trudem starałam się zobaczyć jednego Germana zamiast czterech.
Po śniadaniu zebrała swoje rzeczy i ruszyłam na zajęcia.
- To jest niemożliwe!
- Owszem, jeśli tylko zbierzemy odpowiednią ilość pieniędzy - odparł mój szwagier na słowa Gregoria.
Choreograf coraz częściej miał napady szału, podczas których krytykował wszystko i wszystkich. Kłócili się już od dobrych kilku minut.
- Angie, powiedz mu coś! _ German spojrzał na mnie błagalnie.
- Nie , to jemu powiedz, że to jest absurdalny pomysł, a zebranie takich pieniędzy, w tak krótkim czasie, graniczy z cudem! - Gregorio wstał wywracając kubek z długopisami stojący na stole.
Uniosłam głowę i spojrzałam na jednego i drugiego.
- Róbcie co chcecie. Jak cos ustalicie, to dajcie znac - odpowiedziałam wymijająco.
- Świetnie! Wszyscy jesteście beznadziejni! - wykrzyknął Gregorio i skierował się w stronę wyjścia.
W progu natknął się Beto.
- A ty cą? Znowu ubrany jak klaun? Ja nie wiem! - trzasnął drzwiami, a Beto zdezorientowany usiadł przy stole.
***
Po lekcjach ruszyłam do domu. Po odbyciu lekcji z Violą, usiadłam w ogrodzie na hamaku i zatopiłam się w lekturze jakiejś książki. Szybko ją skończyłam i nawet nie zauważyłam, że zaraz jest kolacja. pomogłam Oldze nakryć do stołu. Po kolacji (Tarta ze szparagami) nie mając nic innego do roboty, poszłam do gabinetu Germana.
Zapukałam cichutko i stanęłam przed jego biblioteczką, nie zwracając uwagi na inżyniera.
Zmęczona dłuższym poszukiwaniem, wzięłam pierwszą z brzegu i po raz kolejny tego dnia, zatopiłam się w lekturze.
Za cholerę jednak, nie mogłam się skupić, ponieważ zza książki czułam na sobie wzrok siedzącego za biurkiem, szwagra.
- Czemu czytasz "Tajniki Ekonomi"? - zapytał uśmiechając się.
Spojrzałam na okładkę. Rzeczywiście!
- Czułam, właśnie, że to co czytam, chyba nie ma sensu - również się usmiiechnęłam.
Usiadł obok mnie i pocałował delikatnie w policzek.
- Co jest? - spytałam prostując się i odkładając książkę na bok.
Spojrzał na mnie i głęboko westchnął.
- Nie jesteś zła? Nie masz nic przeciwko?
- Przeciwko czemu?
- Przeciwko moim zaręczynom z Priscillą - odpowiedział.
Zaniemówiłam.
- Jesteś dla mnie... Bardzo, bardzo ważna i... nie chcę żebyś potem mówiła, że masz coś przeciwko, jak już będzie po ślubie i ...
- German! Ty mnie o to pytasz? Przecież ja nie mam nic do gadania. Chcesz to pytaj o to Violettę, ale...
- Ale bardzo mi zależy na twojej opinii - odparł i uśmiechnął się słabo.
Przez chwilę milczałam. Zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć. Kocham cię, ale ty mnie nie, więc ożeń się z nią, abym ja byla nieszczęśliwa...?
- Nie wyszło ci z Jade, bo cię trochę wrabiała... nie wyszło ci z Esmeraldą, bo cię perfidnie oszukiwała... Na początki miałam kilka "ale", co do Priscilli. Balam się, że ty się znowu zakochasz jak idiota, a ona cię wykorzysta. Po czasie stwierdziła, że nie jest taka zła. Jeśli ja kochasz, a ona ciebie; jeśli to ona jest codziennym powodem twojego uśmiechu, to... ja nie mam nic do gadania. Zasługujesz na szczęście...
Patrzył na mnie milcząc. Po kilku minutach w końcu się odezwał:
- Ufff, to dobrze... Zależało mi na zapoznaniu się w twoją opinia - odparł jak na jakimś zebraniu - a teraz idź się położyć, bo jutro czeka nas ciężki dzień.
Pocałował mnie po raz kolejny w policzeknie, żeby mi to przeszkadzało i poszłam do swojej sypialni.
- - - - - - -- - - -- - - - - -- -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - -
Hejka! Już jutro zaręczyny i przyjęcie. Nie chcę nic zdradzać, ale zapowiada się ostry melanż.
INFO DLA ANONIMKÓW - możecie już komentować, jeśli chcecie.
Jak tam? Gotowi na kolejny rok w szkole? Bo ja nie. Ale jak to moja mama powiedziała:
- Kasia, ty byś była gotowa na Nowy Rok Szkolny, jak byś 1 września miała wsiąść do pociągu na peronie 9 i 3/4.
Coś w tym chyba jest.. :P Całusy
~ Kasiula ;)
- Czemu czytasz "Tajniki Ekonomi"? - zapytał uśmiechając się.
Spojrzałam na okładkę. Rzeczywiście!
- Czułam, właśnie, że to co czytam, chyba nie ma sensu - również się usmiiechnęłam.
Usiadł obok mnie i pocałował delikatnie w policzek.
- Co jest? - spytałam prostując się i odkładając książkę na bok.
Spojrzał na mnie i głęboko westchnął.
- Nie jesteś zła? Nie masz nic przeciwko?
- Przeciwko czemu?
- Przeciwko moim zaręczynom z Priscillą - odpowiedział.
Zaniemówiłam.
- Jesteś dla mnie... Bardzo, bardzo ważna i... nie chcę żebyś potem mówiła, że masz coś przeciwko, jak już będzie po ślubie i ...
- German! Ty mnie o to pytasz? Przecież ja nie mam nic do gadania. Chcesz to pytaj o to Violettę, ale...
- Ale bardzo mi zależy na twojej opinii - odparł i uśmiechnął się słabo.
Przez chwilę milczałam. Zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć. Kocham cię, ale ty mnie nie, więc ożeń się z nią, abym ja byla nieszczęśliwa...?
- Nie wyszło ci z Jade, bo cię trochę wrabiała... nie wyszło ci z Esmeraldą, bo cię perfidnie oszukiwała... Na początki miałam kilka "ale", co do Priscilli. Balam się, że ty się znowu zakochasz jak idiota, a ona cię wykorzysta. Po czasie stwierdziła, że nie jest taka zła. Jeśli ja kochasz, a ona ciebie; jeśli to ona jest codziennym powodem twojego uśmiechu, to... ja nie mam nic do gadania. Zasługujesz na szczęście...
Patrzył na mnie milcząc. Po kilku minutach w końcu się odezwał:
- Ufff, to dobrze... Zależało mi na zapoznaniu się w twoją opinia - odparł jak na jakimś zebraniu - a teraz idź się położyć, bo jutro czeka nas ciężki dzień.
Pocałował mnie po raz kolejny w policzek
- - - - - - -- - - -- - - - - -- -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - -
Hejka! Już jutro zaręczyny i przyjęcie. Nie chcę nic zdradzać, ale zapowiada się ostry melanż.
INFO DLA ANONIMKÓW - możecie już komentować, jeśli chcecie.
Jak tam? Gotowi na kolejny rok w szkole? Bo ja nie. Ale jak to moja mama powiedziała:
- Kasia, ty byś była gotowa na Nowy Rok Szkolny, jak byś 1 września miała wsiąść do pociągu na peronie 9 i 3/4.
Coś w tym chyba jest.. :P Całusy
~ Kasiula ;)
Ostry melanż, nie mogę się doczekać!:-D Haha ja też wciąż czekam na swój list do Hogwartu :-D
OdpowiedzUsuń