JEDNORAZÓWKA I
Wszedł do wysokiego wieżowca i ukłonił się portierowi.
Wszedł do windy i tak samo jak wcześniej przywiatał się innym pasażerom.
Wysiadł na 10 piętrze i skierował się do swojego biura.
Gdy wszedł, jego księgowy i przyjaciel w jednym gwałtownie wstał i wyszedł zza biurka.
- Cześć. - uniósł rękę na przywitanie.
- Sie masz. Jak tam? Kosztorys gotowy? - zapytał szef otwierając drzwi swojego gabinetu.
Rzucił teczkę na kanapę i powiesił marynarkę przy drzwiach.
Jesteśmy w biurze Germana Castillo.
Znanego biznesmana.
Brunet ma świecące, brązowe oczy i idealne, wręcz, usta i nos.
Jest niesamowicie przystojny, przez co jest punktem westchnień i pożądania wielu kobiet.
Ale jemu na razie nie w głowie kobiety.
- Taylor oddzwoniła? - spytał jego asystent poprawiając krawat i zmieniając temat kosztorysu.
- Nie. Nawet nie odpisała. A ponoć... - przerwał wpół zdania - O nieee... ONA MNIE ZABLOKOWAŁA NA FEJSIE! - oburzony patrzył w telefon.
- No cóż... znaczy, że już nie zainteresowana jest... tobą - odparł nieśmiało Juan.
- To ja ją powinienem rzucić! - rzucił zdenerwowany telefonem, który spadł na kanapę.
- Chyba cię uprzedziła - uśmiechnął się kwaśno księgowy.
Był to również brunet mający nie więcej niż 25 lat. Miał lekki kilkudniowy zarost i tak jak kumpel, nie należał do brzydkich.
- Dobra. Nieważne. Jak tam? Znalazłeś już sekretarkę dla mnie? - odparł Castillo.
- Tak. I myślę, że odpowiedniejsza niż Marta. - uśmiechnął się księgowy - Angeles...! - zawołał.
Do gabinetu weszła wysoka i szczupła blondynka. Była może o rok młodsza od naszego głównego bohatera.
Miała złociste włosy do pasa, które opadały swobodnie na plecach. Miała na sobie białą sukienkę na ramiączkach i naszyjnik.
Na idealne i zgrabne nogi założone były kremowe szpilki.
Kobieta uśmiechnęła się i nachylając nad biurkiem podała rękę swojemu prawie - szefowi.
- Angeles Saramego. Dla znajomych Angie - uśmiechnęła się ciepło.
- Eeeee... Proszę, niech pani usiądzie - wskazał krzesło German.
Urzekła go ta Angie. Niby taka prosta i zwykła dziewczyna.
Mimo to czuć od niej było tajemnicę na kilometr. Miała w sobie takie coś... Czego nie miała Taylor...
Patrzył na nią chwilę, w milczeniu, aż w końcu z zamyślenia wyrwało go chrząknięcie Juana, siedzącego na sofie.
- CV już zostało złożone. Ja je zatwierdzam. Musisz tylko podpisać umowę i może zacząć pracować - przerwał ciszę.
- Jasne... - mruknął Castillo, i nie odrywahąc wzroku od Angie.
- Witamy w zespole! - uśmiechnął się i uścisnął jej dłoń, gdy formalności zostały wypełnione.
Reszta dnia minęła mu normalnie. Tak zwyczajnie.
Angeles poznała kilka znajomych, które pracowały piętro niżej i zjadła z nimi lunch, podczas gdy German stał w swoim gabinecie przy przeszkolej ścianie i przyglądając się panoramie Buenos Aires wspominał jej uśmiech.
Dni mijały. I mimo, że panna Saramego zwróciła swoją osobą uwagę głównie męskiej części pracowników, nie zwracała na nich większej uwagii. Koleżanki jej tego zazdrościły, ale ona wolała podawać kawę i notować co mówi jej szef - German.
Minął miesiąc. Równy miesiąc od jej przyjęcia do pracy.
- Wiesz, że jesteś tu na razie miesiąc, a ja przyzwyczaiłem się do ciebie tak, że nie wyobrażam sobie jak mogłem bez ciebie wcześniej funkcjonować...? - zapytał podając jej spodek z pustą filiżanką po kawie.
- Tak? A ja myślałam, że zrobiłeś to z łaski. - odpowiedziala uszczypliwie.
- Może czasem sprawiam takie wrażenie... Co ty na to, żebyśmy dzisiaj gdzie wyskoczyli, co? Razem - zaproponował.
- Dobrze... ale... - zawiesiła głos.
- 19:00. Może być? Przyjdę po ciebie...
Zrobimy sobie taki "Rajd po knajpach i barach" co ty na to? Trzeba jakoś uczcić twój pełny miesiąc w tej firmie.
Zgodziła się bez wahania.
~*~
Wysiadł z czarnego Opla Insigni i stanął na brukowanym podjeździe.
Małe, cichutkie i przytulne osiedle bliźniaków.
Wszedł furtką i zadzwonił.
Otworzyła mu niemal od razu.
Zlustrował ją wzrokiem. Była piękna.
Mocniejszy makijaż niż zwykle. Czerwona sukienka do połowy uda. Czarne szpilki. Cudny biust i przepiękne nogi. I te włosy... - rozmarzył się.
- Hej - przywitała go.
Wsadziła pod pachę torebkę, zamknęła dom i ruszyła z nim w stronę auta.
Szarmancko otworzył jej drzwi; wsiadła i pojechali w stronę centrum.
Objechali kilka klubów, aż w końcu pojechali do lokalu położonego blisku centrum handlowego.
- Siema! - German przywitał się z ochroniażem stojącym na zewnątrz, przy drzwiach i wszedł, a za nim Angie.
Usiedli przy barze i Castillo zamówił dwa drinki.
Podał jeden kobiecie, która zaczęła go powoli sączyć.
- No to opowiadaj. - zaczęcił ją przystojniak - Coś o sobie. Swoim życiu...
- Wszystko już wiesz - odparła odstawiając drinka na blat.
- Prawie. - poprawił ją - A twoje życie uczuciowe? U takiej kobiety jal ty musi być ciekawe i ekscutujące.
- Nie, jeśli masz chłopaka - odpowiedziała.
- A co z nim nie tak? To ten, który cię przedwczoraj podwoził do pracy?
- Tak - odpowiedziała krótka - On... nie ma w sobie żadnego spontaniczności.
Mówię: Te chodźmy na gokarty!
A on na to, że do tego trzeba się odpowiednio przygotować!
- Aha - odparł na zmak, że jej słucha.
- Kiedyś był inny...
- Ludzie się zmieniają - przerwał jej szybko.
- Ale chyba nie aż tak!
- Byś się zdziwiła...
Dalej siedzieli chwilę w milczeniu.
W końcu odważył się poprosić ją do tańca. Tańczyli tak, wśród innych kilka długich piosenek, gdy w końcu się odważył i...
czule ją pocałował.
Powoli oddawała pocałunki. Oboje zapomnieli o całym bożym świecie. O ludziach tańczących dookoła nich.
O tym, że są barze. O tym, że oboje jutro muszą wcześnie wstać do pracy.
Delikatny, na początku, pocałunek piwoli przeradzał się w coraz bardziej namiętny.
Czuł jak oplata dłońmi jego kark.
Masował jej podniebieni językiem. Czuł ulgę, że gdy tylko się do niej zbliżył, nie dostał z liścia po twarzy.
W końcu się id siebie oderwali i popatrzyli sobie w oczy.
~*~
- No to dobranoc. - odparł przystając pod jej domem.
- Jesteś pewien, że nie ma kłopotu? - upewniła się.
- Nie. - odparł natychmiast - Mieliśmy miły spacerek, a ja i tak nie mogę prowadzić, bo piłem. - uśmiechnął się na myśl o jego aucie zostawionym pod jedną z knajp, które dziś odwiedzili.
- Branoc - uśmiechnęła się i pocałowała go delikatnie w policzek na pożegnanie.
Weszła do domu i zostawiła go samego na podjeździe.
- Stary, możesz po mnie podjechać? Skoczymy na jakieś piwo, czy coś. Hę? - zapytał kumpla, gdy ten odebrał od niego telefon.
15 minut później razem z Juanem siedzieli w barze i tak jak inni klienci popijali piwko.
- Wiesz już, co masz zrobić? - zapytał księgowy, gdy Castillo opowiedział mu cały wieczór.
- Co? - zapytał German marszcząc brwi.
- Oh, a ponoć taki inteligentny...
***
Następnego dnia stanął pod jej drzwiami i zapukał 3 razy.
Otworzyła mu po niecałej minucie.
Włosy miała w nieładzie. Stała boso, w jeansowych szortach, czarnej bokserce i niechlujnie zarzuconej koszuli w kratę.
Myła zęby.
- Cześć. - przywitał się krótko.
- Feszcz. Fo ty tu łobysz?
- Mogę? - zapytał nie odpowiadając jej na pytanie i sam nie czekając na odpowiedź wszedł.
Przepuściła go w drzwiach i wyjęła szczoteczkę z ust.
Wszedł do kuchni i zaczął się rozglądać po niej.
- Ładnie tu masz... - stwierdził i oszedł do salonu.
- Fekaj - ruszyła za nim - Fcesz fegos kokretego?
- Eeee... słuchaj. Narzekałaś na brak Spontaniczności u twojego faceta, nie?
Kiwnęła głową.
- To ja ci ją zapewnię! - krzyknął - Jedziesz ze mną?
- Kdzie? - spytała plując pastą.
- Nie wiem. Gdziekolwiek. Pakuj kostium kąpielowy, szczoteczkę, jakieś ciuchy i bieliznę. Ja już jestem spakowany!
Patrzyła na niego chwilę niepewna.
I wypluła pastę do zlewu. Wytarła twarz ręcznikiem papierowym.
- Dobra!!! JEDZIEMY!
Pół godziny później wyjeżdżali z centrum na obrzeża miasta.
Zadzwonił telefon Angeles.
- Jakie kochanie?! Pedro, z nami koniec! A tą całą Taylor możesz sobie wziąć! - rozłączyła się.
- To zabawne, wiesz? Bo ten chłopak, który poderwał mi dziewczynę nazywał sie Pedro Gonzales. Jak twój były.
Spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.
Wiatr wpadający przez otwarte okna rozwiewał jej włosy. A oni dalej śmiali.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Hejka! Dzisiaj jednorazówka, a kolejny rozdział już za tydzień! :D Jak tam po 2 miesiącach nauki? Już jesteście wykończeni? ;)
Ja prawie. Tylko przerwy w szkole utrzymują mnie przy życiu... Całuję Was mocno!
~ Kasiula ;)
Komentarze
Prześlij komentarz