Rozdziała 70 "Nie wiem jak się ruszasz nago..."

  Wróciłam ze Studio razem z Violettą. Kiedy dziewczyna pobiegła do ogrodu, ja weszłam do kuchni. Przy stole siedział Santiago i jakiś mężczyzna bardzo do niego podobny.
- Cześć, Angie. Pozwól, że przedstawię - zaczął i wskazał naszego gościa. - Marcus, kolejny bliski kuzyn mój i Germana. 
- Hej, Marcus jestem... - mruknął brunet i ucałował grzbiet mojej dłoni. 
- Angie, bardzo mi miło. - odpowiedziałam nie kryjąc się z uśmiechem i popatrzyłam na Santiago. 
- Marcus przyjechał jako gość na weselu Germana i przy okazji pomaga mi przygotować wieczór kawalerski. - uśmiechnął się brunet i spojrzał na Marcusa. 
- Jesteś pewien, że German tego chce? - zapytałam nie do końca przekonana, czy wieczór kawalerski to taki dobry pomysł. 
- Oj proszę, Angie! Każdy ma ochotę czasem trochę poszaleć. Wystarczy, że człowiek spojrzy na ciebie. Zmęczona, zapracowana, bez faceta...
- Dobra, skończ. - ucięłam tę rozmowę bardziej oschle niż miałam zamiar. 
- Okej, okej... już nic nie mówię. Wracam do swoich zajęć. - uniósł ręce w geście poddania się i kontynuował rozmowę z Marcusem. 
Ja, tymczasem, wyjęłam z szafki szklankę i nalałam sobie koktajlu który przed sekundą został zrobiony przez Olgę. 
- ...no, no... i może jakieś panienki do towarzystwa... - szeptał Santiago. 
- Pamiętaj, że to ma być męski wieczór. - wtrąciłam przechodząc obok. 
- Ale chyba nikomu nie zaszkodzi kilka dziewczyn, no nie? - zapytał. 
- Hmm... poczekaj aż twoja Julia będzie organizować taki wieczór i zamówi kilku dżentelmenów to towarzystwa. - uśmiechnęłam się i pokazałam mu język. 
Wyszłam z kuchni i skierowałam się do ogrodu, gdzie razem z Violettą miałyśmy przećwiczyć piosenki do przedstawienia. 
  W ten sposób minęło mi całe popołudnie, aż do momentu kiedy German wrócił z jakiegoś spotkania biznesowego. 
Jak tylko się przebrał, od razu wymknęliśmy się drzwiami kuchennymi i pojechaliśmy do Studio na kolejną próbę tańca. Dzisiaj German stawiał już pierwsze kroki z tymczasową partnerką, czyli mną, i starał się koordynować swoje ruchy. Szło mu to o wiele lepiej niż wczoraj, natomiast nadal czekało nas sporo pracy. Najbardziej mi się podobało kiedy swoimi dłońmi łapał mnie w talii i trzymał przy sobie bardzo, bardzo blisko. To było dla mnie nie do wytrzymania. Miałam wrażenie, że mój szwagier wciąż słyszy moje nerwowe bicie serca. Ciśnienie skakało mi niesamowicie za każdym razem kiedy na mnie spojrzał, wypowiedział moje imię lub mnie dotknął.
   Kiedy wysiedliśmy z auta, ja powędrowałam dookoła domu, aby usiąść w ogrodzie na hamaku, a on jak gdyby nigdy nic wszedł do domu. Z hamaka słyszałam jak Priscilla go wypytuje gdzie był, a on odpowiada że na piwie ze starym znajomym. Jakim cudem ona mu w to uwierzyła? Przecież to ani trochę nie było podobne do Germana. Kiedy skończyli, weszłam ja udając że dopiero co leżałam na hamaku i oglądałam film. 
Usiedliśmy do kolacji i jak zwykle, po niej, każdy rozszedł się do swoich spraw. 
  Następnego dnia siedziałam na tarasie. Wypadły mi dwie lekcje, więc mogłam się cieszyć słodkim lenistwem. 
- Jak ci mija dzień? - usłyszałam tuż przy moim uchu i obrociłam się gwałtownie. Ujrzałam Marcusa, który teraz z lekkim uśmiechem usiadł obok mnie przy stole. 
- Chyba dobrze... - odpowiedziałam trochę niepewna. - Nie narzekam. 
- To dobrze. Taka ładna kobieta jak ty nie powinna miewać kiepskich dni. - rzucił i nalał sobie lemoniady do szklanki, która stała najbliżej niego. - Uczysz śpiewu, prawda? 
- Owszem. - odpowiedziałam i popatrzyłam na niego lekko zaciekawiona, jak ta rozmowa może się jeszcze potoczyć. 
- Ja pracuję w takiej jednej korporacji. Nie cierpię tych biznesowych klimatów, ale muszę jeśli chcę mieć to na co tyle pracowałem. - wyznał. 
Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem, a on kontynuował. 
- Mimo że ja, Santiago i German mieliśmy tych samych dziadków, to jednak oni mieli zdecydowanie prościej na starcie. German to syn wielkiego biznesmena, który mu zostawił ogromną firmę i kupę kasy. Santiago nie ma specjalnie bogatych rodziców, ale nigdy nie klepali biedy. Ja, natomiast, nie miałem łatwo. Mój ojciec jakiś czas parał się hazardem. I o ile jego dobra passa trwała dość długo, to kiedyś musiała się skończyć. Kiedy miałem siedem lat ja, moi rodzice i rodzeństwo zostaliśmy wyrzuceni z ładnego budynku mieszkalnego, aby zrobić miejsce komuś bogatszemu. Komuś kto miał czym płacić. - ciągnął. - A my wylądowaliśmy w kawalerce z jednym pokojem, kuchnią i łazienką na korytarzu, którą dzieliliśmy z innymi lokatorami. 
Było mi przykro. German wydawał się być osobą z "wyższych sfer", a nagle okazuje się że tylko ona miał tak fajnie. 
- Ty jesteś siostrą Marí, prawda? - zapytał, kiedy skomentowałam jego wyznanie milczeniem. Widać, chciał zmienić temat na nieco weselszy. 
- Tak, German jest moim szwagrem. - przytaknęłam z lekkim opóźnieniem, jakby wyrwana z zamyślenia. 
- Fajnie, że w końcu odnalazłaś Violettę. To wspaniała osoba. Tak jak ty. - skomentował po raz kolejny. 
- Skąd wiesz jaka jestem? Zamieniłeś ze mną zaledwie kilka słów. - żąchnęłam się. 
- Pff, to ty przecież zmieniłaś Germana. Sam z siebie nigdy nie pozwoliłby Violetcie chodzić na imprezy i śpiewać. Ciekawe jak to zrobiłaś... 
Moje policzki oblał rumieniec. Cieszyłam się, że zauważył zmianę Germana i przypisał ją mnie. Zaimponował mi. 
- A ty? Masz coś wspólnego z muzyką? - zagadnęłam udając, że nie ruszyła mnie jego uwaga o Germanie. 
- Tańczyłem kiedy breakdance. Ale to było jeszcze na studiach, dawno temu. - przewrócił oczami. - Jak chcesz, to mogę ci kiedyś zrobić mały występ. Ale najpierw musisz się ze mną umówić na kawę. 
Ostatnie zdanie wyszeptał mi do ucha i szybko wszedł do domu. Kiedy ja również opuściłam taras, Marcusa już dawno nie było. 
- Co? Już cię podrywa? - zaśmiał się Santiago rzucając jakieś pisemko na kanapę i wstając z niej. 
- Nieprawda. - uśmiechnęłam się. 
- Kiedy byliśmy młodsi, nawzajem sobie podbieraliśmy dziewczyny. To była taka gra... - wywrócił oczami w ten sam sposób, co jego kuzyn. - Ale najpierw on dorósł, a zaraz po nim ja. 
Zaśmialiśmy się i poszliśmy do kuchni pomóc Oldze w rozpakowaniu zakupów.
  Wieczór po raz kolejny spędziłam w sali Gregorio na próbach ze szwagrem. Szło nam naprawdę nieźle. Dzisiaj German opanował obroty i kiedy tylko miał okazję obracał mną (hehe) bez opamiętania. W końcu, kiedy utwór do którego tańczyliśmy się skończył, stanęliśmy przy otwartym oknie ciężko dysząc. 
- Tylko nie męcz tak Priscilli na parkiecie, bo ona będzie miała długą suknię. - uprzedziłam. - Jutro robimy próbę w garniturze. 
- Mam ubrać ślubny garnitur na próbę tańca?! - zakrzyknął zaskoczony. 
- No co? - zaśmiałam się. - Musisz wiedzieć, jak bardzo będziesz miał ograniczony zakres ruchu. 
- Ja się ruszam całkiem nieźle. - powiedział skromnie. - W koszulce, dżinsach, a nawet nago... garnitur to będzie pikuś. Haha! - zawołał i podszedł do mnie, kiedy wyciągałam z napędu płytę z muzyką do tango. 
- Nie wiem jak się ruszasz nago, ale wiem że w garniturze na pewno nie lepiej. - odpowiedziałam lustrując wzrokiem jego twarz i tors. 
- Pokazać ci? - zaczepił, a ja się odwróciłam tyłem do niego, aby poszukać w torebce telefonu. 
Poczułam jego ręce na mojej talii i czułam jak jego usta pieszczą mój kark. Kiedy miał zamiar przenieść się na szyję szybko obrociłam się przodem do niego, aby ułatwić mu dostęp. 
- German... - zagadnęłam aby na mnie spojrzał. Kiedy nasze twarze były naprzeciw siebie położyłam dłonie na jego policzkach i złączyłam nasze usta w czułym i namiętnym pocałunku. 
- Mmm... - mruczał German pomiędzy pocałunkami. - Ślicznie wyglądasz w tej sukience. Bardzo fajnie mi się dzisiaj tańczyło, jak miałaś ją na sobie. - uśmiechnął się i spojrzał w dół. Mój wzrok powędrował za jego i zobaczyłam spory dekolt dzięki któremu idealnie można było zobaczyć to i owo. 
- German! - skarciłam go, a on się jedyne zaśmiał. 
- Macie tu jakiś koc? 
Spojrzałam na niego pytająco. 
- Albo leżak? Materac? Cokolwiek do leżenia?
- Nie, a co? - zapytałam w końcu i po raz kolejny głęboko go pocałowałem. 
- Bo... chcę cię, Angie. Tutaj, teraz... wezmę cię na tym parapecie. - mówił sadzając mnie na parapecie przy oknie. 
- Dobra, koniec z tym... - zaczęłam, ale nie zdążyłam skończyć, bo inzynier znowu mi przerwał. 
- German... przecież... ktoś tu może wejść... - mówiłam między gorącymi pocałunkami. 
- Niby kto o tej porze chodzi do Studio? - zapytał i powrócił do całowania mojej szyi. 
- Gregorio? - zapytałam. 
- Ale on chyba nie jest taką mendą, co? Żeby donieść? - zapytał i powrócił do pieszczenia mojego obojczyka. 
- Niby nie, ale... - nie dane mi było dokończyć. 
Nie mogłam wytrzymać, ale wiedziałam że German za dwa dni bierze ślub. 
- Moniec tego. Jazda do samochodu. - zaśmiałam się odrywając od inżyniera. - Olga nie będzie całą wieczność czekać z kolacją. 
  Szwagrowi zrzedła mina, ale bez gadania ruszył za mną do drzwi wyjściowych. Zamknęłam Studio i weszłam do auta, w którym za kierownicą siedział German. 
  Jechaliśmy w ciszy, a kiedy weszliśmy do domu cały korytarz był spowity mrokiem. Zapaliłam jedną lampkę i skierowałam się do kuchni, gdzie na blacie czekały dwa talerze z lazanią. 
Włożyłam talerze do mikrofalówki i podgrzała m. Zjedliśmy rozmawiając o wydarzeniu mającym się odbyć w sobotę... 

;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
Sie ma, w piątek i sobotę będą się działy takie rzeczy, że lepiej nie mówić. Mam nadzieję, że podobało Wam się "miłosne uniesienie" Germangie i zapraszam Was na ciąg dalszy, za dwa dni. 
P.S. Polecam bardzo prolog mojego nowego fanfiction na Wattpadzie. Jesli ktoś przepada za Harrym Potterem to serdecznie zapraszam. 
Mój login: Ms_Lupin 
Tytuł: "Prawa ręka"   
  

Komentarze

  1. To ja jestem, tak jak mówiłam, i czekam na szybkiego nexta, tak samo jak u Pauliny XD
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdziała 38 Dobra. Zabrakło Wam 2 komów, ale znajcie moje dobre serce.

Rozdziała 39

Rozdziała 47.