Rozdziała 42

- Fuu, co tak śmierdzi? - spytałam marszcząc nos i wchodząc do kuchni, gdzie od śniadania urzędowali German i Ramallo. Oboje byli ubrani w dwa z zestawu fartchów Olgi i starali się coś... zdziałać w, jeszcze nie niedawna, królestwie gosposi.
Była sobota. Godzina 11:00. O 14:30 Vanessa miała czekać na Germana na lotnisku, gdyż oznajmiła że nie będzie jechać taksówka, bo ona nie wie dokąd. Jakby nie mogła zapytać o adres.
- Dobre pytanie. - odpowiedział German podchodząc, gdy zaglądałam do rondelka.
  
Zielono-brązowa maź w nim kolorem przypominała herbatę i to było jedyne co łączyło ją z "wrzątkiem z Wielkiej Brytani". Śmierdziało jak zgniłe...
- To ma być jadalne? To śmierdzi jak zgniłe... coś. Co wy robiliście tyle czasu?!
- No, właśnie to - odparł Ramallo przecierając okulary.
Wzięłam z ręki Germana łyżkę stołową i zanurzyłam ją w rondelku.
Podniosłam ją do ust i skosztowałam herbatopodobnej substancji.
- Fuuu! - wykrzyknęłam tak przerażona tym potwornym smakiem, że wyplułam to na najbliższą rzecz obok mnie. W tym wypasku był to fartuch Germana.
- Ej, mój fartuch! - krzyknął oburzony odsuwając się gwałtownie.
- Po pierwsze nie jest twój, tylko Olgi. A po drugie siedzieliście tu trzy godziny i jedyne co ugotowaliście to... TO?! - zapytałam wściekła i przerażona wycierając twarz ręcznikiem papierowym.
- No... tak... - mruknęli obydwoje zmieszani.
- Cholera! German! Jak nie potrafisz gotować, to albo leć błagać Olgę na kolanach aby wróciła, albo załatwiaj nową gosposię, bo jak nie pomarliśmy jeszcze z głodu to na pewno strujemy się tym, co przygotujecie na ten cholerny obiad. - krzyknęłam wściekła.
Może trochę za mocno się uniosłam, ale uważałam to za lekką przesadę.
Wielce szanowny pan German Castillo stwierdził, że będzie sam sobie w domu gotował nie mając o tym bladego pojęcia.
- Sama wam nie pomogę, bo mam pracę do Studio i muszę to mieć zrobione. - uprzedziłam pytanie Ramallo, który już chciał o coś zapytać.
- A jak postępy Violi i Ludmiły w sprawie Olgi? - zapytał Santiago, ktory akurat wszedł zajadając banana.
- A widzisz ją tu? - zapytał German.
- Nie? - odpowiedział chłopak.
- To sam sobie odpowiedz...
- Nie no, spokojnie. Myślałem, że już kogoś znalazły w zamian za Betó. - zdziwił się kuzyn Germana przeżuwając. - Bo on jak kogoś ma to chyba się zbytnio nie nadaje dla Olgi...
Co?
Wypadłam z kuchni i w salonie zastałan Violę.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że Betó kogoś ma?
- Nie chciałam żebyś się denerwowała... - odpowiedziała niepewnie.
- To kogo masz jeszcze do wyb... chociaż w sumie? Czekaj. To i tak mi nic nie powie. Zacznijcie działać z tą Olgą, błagam was. - mówiłam nerwowo.
- Okej Angie, ale to jest delikatna sprawa. Trzeba na spokojnie...
- Okej. W takim razie załatwcie to... - odpowiedziałam cicho i opanowana i wróciłam do kuchni.
- A ty German masz za trzy godziny jechać po Vanessę na lotnisko. Do tego czasu macie ugotować obiad. I ma być jadalny. Możecie poprosić ciocię o pomoc. Jak wróci, bo na razie chyba jest na brydżu. - powiedziałam spokojnie i skierowałam się do ogrodu, gdzie przy stole uzupełniałam papiery.
Może zrobiłam błąd, że przełożyłam obiad z Pablo na jutro? Tak dużo nerwów o jeden durny obiad. Dlaczego? Że będzie na nim gość? I to nie byle jaki? Bo sama mama Federico. Nie chciałabym aby jedzenie w jakikolwiek sposób pogorszyło jej dzisiejszy humor.
Przyknęłam oczy i zaczęłam myśleć o niczym.
Wtedy zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam.
- Angie, radzicie sobie? - usłyszałam głos gosposi.
- Olga! - zawołałam uradowana. - Prawie w ogóle sobie nie radzimy. Ramallo i German właśnie robią obiad, bo przyjeżdża matka Federico...
- Ach tak. Ta cała Vanessa. O której?
- O wpół do trzeciej powinna już czekać na Germana na lotnisku... ale na razie German jest w totalnej rozsypce. Mawet obiadu nie mają zaczętego, a siedzą w kuchni od trzech godzin... - mówiłam ze smutkiem. -  A tobie jak tam?
- A dobrze. Otrzymałam wczoraj pracę w przedszkolu. Dobrze płacą, miłe dzieciaczki. - mówiła zadowolona.
Aha, czyli to już tak na poważnie? A ja dalej, głupia, łudziłam się że wróci. Kurcze...
- No to dobrze, że już coś sobie znalazłaś. - odparłam trochę smutniejszym głosem, mimo że starałam się mówić wesołym. - A i masz zaproszenie na piątek, 17:00, do nas, do domu. Germanowi robimy imprezkę-niespodziankę. - zawołałam ożywiona.
- Ach! Jasne, na pewno będę! - zaśmiała sie Olgita.
Po kilku minutach rozmowy rozłączyłyśmy się w dobrych nastrojach.
Postanowiłam wtedy zajrzeć do chłopaków. Ale kompletnie sobie nie radzili.
- I co? Co to ma być? - zapytałam pokazując kolejną breję będącą w garnku.
- No ten sos. Ale coś nie wyszedł... - odpowiedział Ramallo podpierając brodę ręką.
- German, chodź na stronę... - warknęłam i ruszyłam do salonu.
Podparłam się pod boki i patrzyłam jak zamyka za sobą zasuwane drzwi.
- To źle wygląda. - powiedziałam wprost. - I pachnie... - dodałam na myśl o tym smrodzie z rana.
- Ja wiem, ale to są tylko problemy przejściowe. Zaraz wszystko będzie...
- Przejściowe? German wy jesteście w  totalnej rozsypce. Jest wpół do pierwszej, za dwie godziny Vanessa tu będzie, a wy nawet nie macie dla niej obiadu. - mówiłam nerwowa.
- Ale kochanie. Nie denerwuj się tak... - położył mi dłoń w pasie i czule mnie pocałował.
Zaczęłam oddawać pocałunki, a on w końcu odsunął się.
- To coś wymyśl. - rozkazałam. - Bo wszyscy prawie już wyszli z domu, żeby WAM nie przeszkadzać i nie wąchać tych smrodów. Więc się... - nie skończyłam. Znowu mnie pocałował. Oddawałam pocałunki, ale nagle usłyszeliąmy klucze w zamku. Odsuneliśmy się od siebie speszeni, a w drzwiach stała...
- Olga! - zawołałam podbiegając, a ona mnie przytuliła.
- Olguś, Olgita moja droga. Błagam pomożesz nam? Będziesz dzisiaj naszą gosposią?  - błagał German... KLĘKAJĄC?! przed nią na kolanach.
- Tak, pomogę... - mruknęła i udając, że nie obchodzi ją że German przed nią klęknął ruszyła do kuchni, z której od razu wyskoczył Ramallo.
- O matko, jaki tu syf! - wykrzyknęła i wyjrzała z kuchni. - Od tej pory, jeśli chcecie żeby coś było z tego obiadu pod żadnym pozorem nie wchodzić do kuchni! - zawołała i trzasnęła drzwiami.
Ramallo wyszedł mówiąc, że wróci na obiad, a my z Germanem poszliśmy do gabinetu.
Usiadłam na kanapie, a on obok mnie.
Popatrzyłam chwilę na niego, ale i tak nie dane mi było dłużej, bo nachylił sie aby znowu mnie pocałować.
Fajnie sie ustawiłam z tym układem. Tam Pablo - bo brakuje mi czułości, a tu German - bo on potrzebuje czułości. Układy idealne. Szkoda tylko, że jeden nie wie że ja jeszcze z tym drugim... No cóż. Mimo, że z każdym jestem "bez zobowiązań itd" to mam cały czas wrażenie, że kogoś zdradzam...
- Jadę po Vanessę. - oznajmił mój szwagier i po zabraniu kluczyków do auta wyszedł z domu.
Ja za ten czas poszłam do pokoju Violetty, która już wróciła i plotkowała o czymś zawzięcie z Ludmiłą w swoim pokoju.
- Dziewczyny, ja tylko przypominam, że za chwilę zjawi się tu mama Fede. - zawołałam do nich stojąc w progu.
Olga dalej nie wychodziła z kuchni, nawet kiedy sama tam weszłam aby wziąć zastawę i nakryć nią stół.
Serwerki ładnie złożone; sztućce na swoim miejscu; Ramallo, Santiago, Ciotka i Priscilla już wrócili do domu. Wszyscy siedzieli na górze oprócz Olgi (kuchnia) Ramallo (ogród) i mnie oraz Fede. Staliśmy w przedpokoju i czekaliśmy na przybydzie rodzicielki chłopaka. Ubrany był w granatową koszulę w drobne białe wzorki, a jego dłonie były białe od siły z jaką ściskał je ze stresu.
- Wszystko okej? - zapytałam kładąc mu dłoń na ramieniu, a on tylko kiwnął głową uśmiechając się lekko, na znak że mocno się trzyma.
Usłyszeliśmy klucz w zamku i do domu wkroczył German przepuszczając w progu kobietę.
Miała brązowe włosy do ramion, ostro zakończony nos. Jej figura była nienaganna. Nogi wyglądały bardzo... ładnie w spodnicy do połowy uda. Miała ba sobie również żakiet, a pod nim bluzkę z dekoldem.
- Ach, jak ja dawno tu nie byłam! - zawołała. - Germanie, służba dalej u ciebie pracuje? - zapytała.
- To nie jest służba Vanesso. - odpowiedział spokojnie German, jakby w ogóle nie zirytował go ton i wypowiedź tej kobiety.
Stanęła przed Federico i mocno go uścisnęła.
- Fede! Ile to czasu sie nie widzieliśmy... 5 czy 6 miesięcy? - zapytała wypuszczajac chłopaka z ramion. 
- Prawie 10. - wydusił z siebie. 
- No mówiłam, że coś koło tego! - zawołał uśmiechając się i podeszła do mnie. 
- Angeles. Bardzo mi miło. Jestem szwagierką Germana i...
- Służbą? Wiesz co German mógłbyś jej dać jakieś lepsze zajęcie...
- I nauczycielką Violetty. - przerwałam jej nim rozpętała awanturę z powodu mojej posady. 
- Angie, gdzie jest reszta? - zapytał mój szwagier. 
- Ma górze. Dziewszynki, Ciociu, Ramallo. - tego ostatniego zawołałam odwracając sie w stronę tarasu. 
W końcu wszyscy zeszli.  
Kiedy nasz gość witał się z Ludmiłą, do domu wszedł Lisandro. 
- O no w końcu ktoś z personelu! - zawołała zadowolona. - Panie kamerdynerze czy może pan przynieść moje walizki? - zapytała. 
- Yyyy... - zaczął Ramallo zamierzając się z tego sprytnie wywinąć, ale German pokazał mu palcem swoje plecy, a potem złożył ręcę jak do modlitwy. 
- Oczywiście, już przynoszę. Wstawić je odnrazu do pokoju? - mówił jak prawdziwy, rasowy kamerdyner. 
- Tak, proszę. 
Ramallo wyszedł po walizki, a za ten czas Olga oznajmiła, że obiad podano. 
Mmmm, jakie pysznośći dziś podała. 
Na przystawkę zupa-krem z cebuli z grzankami i serem. Daniem głównym w ten czas była pieczeń z kaczki z jabłkami i buraczki do tego, a na deser ciepła szarlotka w lodami waniliowymi. 
Priscilla była wtedy wyjątkowo małomówna. 
Za to Vanessa razem z Germanem paplali całe wieki.
- Chodziliśmy razem na studia. - poinformował nas pan domu.
Opowiadali sobie o czasach studenckich i o tym, jak nawet jakiś krótki czas byli razem. 
Spojrzałam zaskoczona i trochę zła na mojego szwagra. 
Przecież cały jego czas na studiach był w związku z Maríą. 
- To było gdy mieliśmy przerwę. - odpowiedział, kiedy napotkał oczami nasz wzrok. 
Rozmawiali tak jakby... jakby German nagle przestał ją obwiniać za to, że olewała syna. Jakby znowu byli na studiach. Troche mnie to drażniło, ale w końcu do Germana ktoś zadzwonił i on odszedł odebrać, a Vanessa w końcu zaczęła gadać ze swoim synem. 
Kiedy skończyliśmy Viola i Ludmiła wyszły "na podwójna randkę", Priscilla skoczyła załatwiać jakieś sprawy na mieście, Ciotka poszła grać w brydża, a Olga po tym jak skończyła zmywać wyszła do ogrodu się przewietrzyć razem z Ramallo. 
Chciałam iść do gabinetu Germana, ale nie wiem... coś mnie tak tknęło nagle i spojrzałam przez prze uchylone drzwi do jego jaskini. 
Stał przy biurku, tyłem do drzwi. Na biurku siedziała Vanessa. A on ją obłapiał i się z nią całował! Nie, przepraszam nie całował... To już był poziom zaawansowany etapu lizania się!

*,,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,
Siemka. Dawno mnie nie było, bo siedziałam na wsi i nie miałam neta :/
(Ale fajnie sie bawiłam)
Tak. German zawalił. Ale jak oceniacie Vanessę? Co o niej myślicie?
I czy German przeżyje? Jak myślicie?
5 komow=next
Całuję
~ Kasiula ;)

Komentarze

  1. Ale DEBIL !!! Błagam, niech ANgie zdzieli go po ryju i to zdrowo, żeby koniec końców się ogarną. Czekam na nexta i poważny uszczerbek na dumie wielkiego kłamcy... grrrrrrrrrrrr...
    Sorry, że z anonimowego ale nie pamiętam hasła a wolałabym załatwić sprawy ze swoim kontem w domu, na własnym sprzęcie :D
    Pozdrawiam. nieogarnięty człowiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewałam się takiej reakcji z Twojej strony. No, Germi jeszcze oberwie po swojej głupawej twarzyczce xD
      Dzięki za kom
      Ja również pozdrawiam

      Usuń
    2. Ale, że ja jestem wybuchowa czy coś? Skądże, po prostu nienawidzę prostackiego zachowania u mężczyzn, krew mnie zalewa i wgl.

      Usuń
    3. Nie no, nie jesteś wybuchowa. Po prostu... wydajesz się być właśnie osobą, która jak coś mówi to bardzo szczerze i dobitnie. A to jest bardzo dobra i pożądana cecha w dzisiejszym świecie.
      A jeśli chodzi o facetów - tja, czasem potrafią dziewczyną dokopać, ale te zazwyczaj nie pozostają mu dłużne...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdziała 38 Dobra. Zabrakło Wam 2 komów, ale znajcie moje dobre serce.

Rozdziała 39

Rozdziała 47.