Rozdziała 42
- Fuu, co tak śmierdzi? - spytałam marszcząc nos i wchodząc do kuchni, gdzie od śniadania urzędowali German i Ramallo. Oboje byli ubrani w dwa z zestawu fartchów Olgi i starali się coś... zdziałać w, jeszcze nie niedawna, królestwie gosposi.
Była sobota. Godzina 11:00. O 14:30 Vanessa miała czekać na Germana na lotnisku, gdyż oznajmiła że nie będzie jechać taksówka, bo ona nie wie dokąd. Jakby nie mogła zapytać o adres.
- Dobre pytanie. - odpowiedział German podchodząc, gdy zaglądałam do rondelka.

Zielono-brązowa maź w nim kolorem przypominała herbatę i to było jedyne co łączyło ją z "wrzątkiem z Wielkiej Brytani". Śmierdziało jak zgniłe...
- To ma być jadalne? To śmierdzi jak zgniłe... coś. Co wy robiliście tyle czasu?!
- No, właśnie to - odparł Ramallo przecierając okulary.
Wzięłam z ręki Germana łyżkę stołową i zanurzyłam ją w rondelku.
Podniosłam ją do ust i skosztowałam herbatopodobnej substancji.
- Fuuu! - wykrzyknęłam tak przerażona tym potwornym smakiem, że wyplułam to na najbliższą rzecz obok mnie. W tym wypasku był to fartuch Germana.
- Ej, mój fartuch! - krzyknął oburzony odsuwając się gwałtownie.
- Po pierwsze nie jest twój, tylko Olgi. A po drugie siedzieliście tu trzy godziny i jedyne co ugotowaliście to... TO?! - zapytałam wściekła i przerażona wycierając twarz ręcznikiem papierowym.
- No... tak... - mruknęli obydwoje zmieszani.
- Cholera! German! Jak nie potrafisz gotować, to albo leć błagać Olgę na kolanach aby wróciła, albo załatwiaj nową gosposię, bo jak nie pomarliśmy jeszcze z głodu to na pewno strujemy się tym, co przygotujecie na ten cholerny obiad. - krzyknęłam wściekła.
Może trochę za mocno się uniosłam, ale uważałam to za lekką przesadę.
Wielce szanowny pan German Castillo stwierdził, że będzie sam sobie w domu gotował nie mając o tym bladego pojęcia.
- Sama wam nie pomogę, bo mam pracę do Studio i muszę to mieć zrobione. - uprzedziłam pytanie Ramallo, który już chciał o coś zapytać.
- A jak postępy Violi i Ludmiły w sprawie Olgi? - zapytał Santiago, ktory akurat wszedł zajadając banana.
- A widzisz ją tu? - zapytał German.
- Nie? - odpowiedział chłopak.
- To sam sobie odpowiedz...
- Nie no, spokojnie. Myślałem, że już kogoś znalazły w zamian za Betó. - zdziwił się kuzyn Germana przeżuwając. - Bo on jak kogoś ma to chyba się zbytnio nie nadaje dla Olgi...
Co?
Wypadłam z kuchni i w salonie zastałan Violę.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że Betó kogoś ma?
- Nie chciałam żebyś się denerwowała... - odpowiedziała niepewnie.
- To kogo masz jeszcze do wyb... chociaż w sumie? Czekaj. To i tak mi nic nie powie. Zacznijcie działać z tą Olgą, błagam was. - mówiłam nerwowo.
- Okej Angie, ale to jest delikatna sprawa. Trzeba na spokojnie...
- Okej. W takim razie załatwcie to... - odpowiedziałam cicho i opanowana i wróciłam do kuchni.
- A ty German masz za trzy godziny jechać po Vanessę na lotnisko. Do tego czasu macie ugotować obiad. I ma być jadalny. Możecie poprosić ciocię o pomoc. Jak wróci, bo na razie chyba jest na brydżu. - powiedziałam spokojnie i skierowałam się do ogrodu, gdzie przy stole uzupełniałam papiery.
Może zrobiłam błąd, że przełożyłam obiad z Pablo na jutro? Tak dużo nerwów o jeden durny obiad. Dlaczego? Że będzie na nim gość? I to nie byle jaki? Bo sama mama Federico. Nie chciałabym aby jedzenie w jakikolwiek sposób pogorszyło jej dzisiejszy humor.
Przyknęłam oczy i zaczęłam myśleć o niczym.
Wtedy zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam.
- Angie, radzicie sobie? - usłyszałam głos gosposi.
- Olga! - zawołałam uradowana. - Prawie w ogóle sobie nie radzimy. Ramallo i German właśnie robią obiad, bo przyjeżdża matka Federico...
- Ach tak. Ta cała Vanessa. O której?
- O wpół do trzeciej powinna już czekać na Germana na lotnisku... ale na razie German jest w totalnej rozsypce. Mawet obiadu nie mają zaczętego, a siedzą w kuchni od trzech godzin... - mówiłam ze smutkiem. - A tobie jak tam?
- A dobrze. Otrzymałam wczoraj pracę w przedszkolu. Dobrze płacą, miłe dzieciaczki. - mówiła zadowolona.
Aha, czyli to już tak na poważnie? A ja dalej, głupia, łudziłam się że wróci. Kurcze...
- No to dobrze, że już coś sobie znalazłaś. - odparłam trochę smutniejszym głosem, mimo że starałam się mówić wesołym. - A i masz zaproszenie na piątek, 17:00, do nas, do domu. Germanowi robimy imprezkę-niespodziankę. - zawołałam ożywiona.
- Ach! Jasne, na pewno będę! - zaśmiała sie Olgita.
Po kilku minutach rozmowy rozłączyłyśmy się w dobrych nastrojach.
Postanowiłam wtedy zajrzeć do chłopaków. Ale kompletnie sobie nie radzili.
- I co? Co to ma być? - zapytałam pokazując kolejną breję będącą w garnku.
- No ten sos. Ale coś nie wyszedł... - odpowiedział Ramallo podpierając brodę ręką.
- German, chodź na stronę... - warknęłam i ruszyłam do salonu.
Podparłam się pod boki i patrzyłam jak zamyka za sobą zasuwane drzwi.
- To źle wygląda. - powiedziałam wprost. - I pachnie... - dodałam na myśl o tym smrodzie z rana.
- Ja wiem, ale to są tylko problemy przejściowe. Zaraz wszystko będzie...
- Przejściowe? German wy jesteście w totalnej rozsypce. Jest wpół do pierwszej, za dwie godziny Vanessa tu będzie, a wy nawet nie macie dla niej obiadu. - mówiłam nerwowa.
- Ale kochanie. Nie denerwuj się tak... - położył mi dłoń w pasie i czule mnie pocałował.
Zaczęłam oddawać pocałunki, a on w końcu odsunął się.
- To coś wymyśl. - rozkazałam. - Bo wszyscy prawie już wyszli z domu, żeby WAM nie przeszkadzać i nie wąchać tych smrodów. Więc się... - nie skończyłam. Znowu mnie pocałował. Oddawałam pocałunki, ale nagle usłyszeliąmy klucze w zamku. Odsuneliśmy się od siebie speszeni, a w drzwiach stała...
- Olga! - zawołałam podbiegając, a ona mnie przytuliła.
- Olguś, Olgita moja droga. Błagam pomożesz nam? Będziesz dzisiaj naszą gosposią? - błagał German... KLĘKAJĄC?! przed nią na kolanach.
- Tak, pomogę... - mruknęła i udając, że nie obchodzi ją że German przed nią klęknął ruszyła do kuchni, z której od razu wyskoczył Ramallo.
- O matko, jaki tu syf! - wykrzyknęła i wyjrzała z kuchni. - Od tej pory, jeśli chcecie żeby coś było z tego obiadu pod żadnym pozorem nie wchodzić do kuchni! - zawołała i trzasnęła drzwiami.
Ramallo wyszedł mówiąc, że wróci na obiad, a my z Germanem poszliśmy do gabinetu.
Usiadłam na kanapie, a on obok mnie.
Popatrzyłam chwilę na niego, ale i tak nie dane mi było dłużej, bo nachylił sie aby znowu mnie pocałować.
Fajnie sie ustawiłam z tym układem. Tam Pablo - bo brakuje mi czułości, a tu German - bo on potrzebuje czułości. Układy idealne. Szkoda tylko, że jeden nie wie że ja jeszcze z tym drugim... No cóż. Mimo, że z każdym jestem "bez zobowiązań itd" to mam cały czas wrażenie, że kogoś zdradzam...
- Jadę po Vanessę. - oznajmił mój szwagier i po zabraniu kluczyków do auta wyszedł z domu.
Ja za ten czas poszłam do pokoju Violetty, która już wróciła i plotkowała o czymś zawzięcie z Ludmiłą w swoim pokoju.
- Dziewczyny, ja tylko przypominam, że za chwilę zjawi się tu mama Fede. - zawołałam do nich stojąc w progu.
Olga dalej nie wychodziła z kuchni, nawet kiedy sama tam weszłam aby wziąć zastawę i nakryć nią stół.
Serwerki ładnie złożone; sztućce na swoim miejscu; Ramallo, Santiago, Ciotka i Priscilla już wrócili do domu. Wszyscy siedzieli na górze oprócz Olgi (kuchnia) Ramallo (ogród) i mnie oraz Fede. Staliśmy w przedpokoju i czekaliśmy na przybydzie rodzicielki chłopaka. Ubrany był w granatową koszulę w drobne białe wzorki, a jego dłonie były białe od siły z jaką ściskał je ze stresu.
- Wszystko okej? - zapytałam kładąc mu dłoń na ramieniu, a on tylko kiwnął głową uśmiechając się lekko, na znak że mocno się trzyma.
Usłyszeliśmy klucz w zamku i do domu wkroczył German przepuszczając w progu kobietę.
Miała brązowe włosy do ramion, ostro zakończony nos. Jej figura była nienaganna. Nogi wyglądały bardzo... ładnie w spodnicy do połowy uda. Miała ba sobie również żakiet, a pod nim bluzkę z dekoldem.
- Ach, jak ja dawno tu nie byłam! - zawołała. - Germanie, służba dalej u ciebie pracuje? - zapytała.
- To nie jest służba Vanesso. - odpowiedział spokojnie German, jakby w ogóle nie zirytował go ton i wypowiedź tej kobiety.
Stanęła przed Federico i mocno go uścisnęła.
- Fede! Ile to czasu sie nie widzieliśmy... 5 czy 6 miesięcy? - zapytała wypuszczajac chłopaka z ramion.
- Prawie 10. - wydusił z siebie.
- No mówiłam, że coś koło tego! - zawołał uśmiechając się i podeszła do mnie.
- Angeles. Bardzo mi miło. Jestem szwagierką Germana i...
- Służbą? Wiesz co German mógłbyś jej dać jakieś lepsze zajęcie...
- I nauczycielką Violetty. - przerwałam jej nim rozpętała awanturę z powodu mojej posady.
- Angie, gdzie jest reszta? - zapytał mój szwagier.
- Ma górze. Dziewszynki, Ciociu, Ramallo. - tego ostatniego zawołałam odwracając sie w stronę tarasu.
W końcu wszyscy zeszli.
Kiedy nasz gość witał się z Ludmiłą, do domu wszedł Lisandro.
- O no w końcu ktoś z personelu! - zawołała zadowolona. - Panie kamerdynerze czy może pan przynieść moje walizki? - zapytała.
- Yyyy... - zaczął Ramallo zamierzając się z tego sprytnie wywinąć, ale German pokazał mu palcem swoje plecy, a potem złożył ręcę jak do modlitwy.
- Oczywiście, już przynoszę. Wstawić je odnrazu do pokoju? - mówił jak prawdziwy, rasowy kamerdyner.
- Tak, proszę.
Ramallo wyszedł po walizki, a za ten czas Olga oznajmiła, że obiad podano.
Mmmm, jakie pysznośći dziś podała.
Na przystawkę zupa-krem z cebuli z grzankami i serem. Daniem głównym w ten czas była pieczeń z kaczki z jabłkami i buraczki do tego, a na deser ciepła szarlotka w lodami waniliowymi.
Priscilla była wtedy wyjątkowo małomówna.
Za to Vanessa razem z Germanem paplali całe wieki.
- Chodziliśmy razem na studia. - poinformował nas pan domu.
Opowiadali sobie o czasach studenckich i o tym, jak nawet jakiś krótki czas byli razem.
Spojrzałam zaskoczona i trochę zła na mojego szwagra.
Przecież cały jego czas na studiach był w związku z Maríą.
- To było gdy mieliśmy przerwę. - odpowiedział, kiedy napotkał oczami nasz wzrok.
Rozmawiali tak jakby... jakby German nagle przestał ją obwiniać za to, że olewała syna. Jakby znowu byli na studiach. Troche mnie to drażniło, ale w końcu do Germana ktoś zadzwonił i on odszedł odebrać, a Vanessa w końcu zaczęła gadać ze swoim synem.
Kiedy skończyliśmy Viola i Ludmiła wyszły "na podwójna randkę", Priscilla skoczyła załatwiać jakieś sprawy na mieście, Ciotka poszła grać w brydża, a Olga po tym jak skończyła zmywać wyszła do ogrodu się przewietrzyć razem z Ramallo.
Chciałam iść do gabinetu Germana, ale nie wiem... coś mnie tak tknęło nagle i spojrzałam przez prze uchylone drzwi do jego jaskini.
Stał przy biurku, tyłem do drzwi. Na biurku siedziała Vanessa. A on ją obłapiał i się z nią całował! Nie, przepraszam nie całował... To już był poziom zaawansowany etapu lizania się!
Była sobota. Godzina 11:00. O 14:30 Vanessa miała czekać na Germana na lotnisku, gdyż oznajmiła że nie będzie jechać taksówka, bo ona nie wie dokąd. Jakby nie mogła zapytać o adres.
- Dobre pytanie. - odpowiedział German podchodząc, gdy zaglądałam do rondelka.

Zielono-brązowa maź w nim kolorem przypominała herbatę i to było jedyne co łączyło ją z "wrzątkiem z Wielkiej Brytani". Śmierdziało jak zgniłe...
- To ma być jadalne? To śmierdzi jak zgniłe... coś. Co wy robiliście tyle czasu?!
- No, właśnie to - odparł Ramallo przecierając okulary.
Wzięłam z ręki Germana łyżkę stołową i zanurzyłam ją w rondelku.
Podniosłam ją do ust i skosztowałam herbatopodobnej substancji.
- Fuuu! - wykrzyknęłam tak przerażona tym potwornym smakiem, że wyplułam to na najbliższą rzecz obok mnie. W tym wypasku był to fartuch Germana.
- Ej, mój fartuch! - krzyknął oburzony odsuwając się gwałtownie.
- Po pierwsze nie jest twój, tylko Olgi. A po drugie siedzieliście tu trzy godziny i jedyne co ugotowaliście to... TO?! - zapytałam wściekła i przerażona wycierając twarz ręcznikiem papierowym.
- No... tak... - mruknęli obydwoje zmieszani.
- Cholera! German! Jak nie potrafisz gotować, to albo leć błagać Olgę na kolanach aby wróciła, albo załatwiaj nową gosposię, bo jak nie pomarliśmy jeszcze z głodu to na pewno strujemy się tym, co przygotujecie na ten cholerny obiad. - krzyknęłam wściekła.
Może trochę za mocno się uniosłam, ale uważałam to za lekką przesadę.
Wielce szanowny pan German Castillo stwierdził, że będzie sam sobie w domu gotował nie mając o tym bladego pojęcia.
- Sama wam nie pomogę, bo mam pracę do Studio i muszę to mieć zrobione. - uprzedziłam pytanie Ramallo, który już chciał o coś zapytać.
- A jak postępy Violi i Ludmiły w sprawie Olgi? - zapytał Santiago, ktory akurat wszedł zajadając banana.
- A widzisz ją tu? - zapytał German.
- Nie? - odpowiedział chłopak.
- To sam sobie odpowiedz...
- Nie no, spokojnie. Myślałem, że już kogoś znalazły w zamian za Betó. - zdziwił się kuzyn Germana przeżuwając. - Bo on jak kogoś ma to chyba się zbytnio nie nadaje dla Olgi...
Co?
Wypadłam z kuchni i w salonie zastałan Violę.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że Betó kogoś ma?
- Nie chciałam żebyś się denerwowała... - odpowiedziała niepewnie.
- To kogo masz jeszcze do wyb... chociaż w sumie? Czekaj. To i tak mi nic nie powie. Zacznijcie działać z tą Olgą, błagam was. - mówiłam nerwowo.
- Okej Angie, ale to jest delikatna sprawa. Trzeba na spokojnie...
- Okej. W takim razie załatwcie to... - odpowiedziałam cicho i opanowana i wróciłam do kuchni.
- A ty German masz za trzy godziny jechać po Vanessę na lotnisko. Do tego czasu macie ugotować obiad. I ma być jadalny. Możecie poprosić ciocię o pomoc. Jak wróci, bo na razie chyba jest na brydżu. - powiedziałam spokojnie i skierowałam się do ogrodu, gdzie przy stole uzupełniałam papiery.
Może zrobiłam błąd, że przełożyłam obiad z Pablo na jutro? Tak dużo nerwów o jeden durny obiad. Dlaczego? Że będzie na nim gość? I to nie byle jaki? Bo sama mama Federico. Nie chciałabym aby jedzenie w jakikolwiek sposób pogorszyło jej dzisiejszy humor.
Przyknęłam oczy i zaczęłam myśleć o niczym.
Wtedy zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam.
- Angie, radzicie sobie? - usłyszałam głos gosposi.
- Olga! - zawołałam uradowana. - Prawie w ogóle sobie nie radzimy. Ramallo i German właśnie robią obiad, bo przyjeżdża matka Federico...
- Ach tak. Ta cała Vanessa. O której?
- O wpół do trzeciej powinna już czekać na Germana na lotnisku... ale na razie German jest w totalnej rozsypce. Mawet obiadu nie mają zaczętego, a siedzą w kuchni od trzech godzin... - mówiłam ze smutkiem. - A tobie jak tam?
- A dobrze. Otrzymałam wczoraj pracę w przedszkolu. Dobrze płacą, miłe dzieciaczki. - mówiła zadowolona.
Aha, czyli to już tak na poważnie? A ja dalej, głupia, łudziłam się że wróci. Kurcze...
- No to dobrze, że już coś sobie znalazłaś. - odparłam trochę smutniejszym głosem, mimo że starałam się mówić wesołym. - A i masz zaproszenie na piątek, 17:00, do nas, do domu. Germanowi robimy imprezkę-niespodziankę. - zawołałam ożywiona.
- Ach! Jasne, na pewno będę! - zaśmiała sie Olgita.
Po kilku minutach rozmowy rozłączyłyśmy się w dobrych nastrojach.
Postanowiłam wtedy zajrzeć do chłopaków. Ale kompletnie sobie nie radzili.
- I co? Co to ma być? - zapytałam pokazując kolejną breję będącą w garnku.
- No ten sos. Ale coś nie wyszedł... - odpowiedział Ramallo podpierając brodę ręką.
- German, chodź na stronę... - warknęłam i ruszyłam do salonu.
Podparłam się pod boki i patrzyłam jak zamyka za sobą zasuwane drzwi.
- To źle wygląda. - powiedziałam wprost. - I pachnie... - dodałam na myśl o tym smrodzie z rana.
- Ja wiem, ale to są tylko problemy przejściowe. Zaraz wszystko będzie...
- Przejściowe? German wy jesteście w totalnej rozsypce. Jest wpół do pierwszej, za dwie godziny Vanessa tu będzie, a wy nawet nie macie dla niej obiadu. - mówiłam nerwowa.
- Ale kochanie. Nie denerwuj się tak... - położył mi dłoń w pasie i czule mnie pocałował.
Zaczęłam oddawać pocałunki, a on w końcu odsunął się.
- To coś wymyśl. - rozkazałam. - Bo wszyscy prawie już wyszli z domu, żeby WAM nie przeszkadzać i nie wąchać tych smrodów. Więc się... - nie skończyłam. Znowu mnie pocałował. Oddawałam pocałunki, ale nagle usłyszeliąmy klucze w zamku. Odsuneliśmy się od siebie speszeni, a w drzwiach stała...
- Olga! - zawołałam podbiegając, a ona mnie przytuliła.
- Olguś, Olgita moja droga. Błagam pomożesz nam? Będziesz dzisiaj naszą gosposią? - błagał German... KLĘKAJĄC?! przed nią na kolanach.
- Tak, pomogę... - mruknęła i udając, że nie obchodzi ją że German przed nią klęknął ruszyła do kuchni, z której od razu wyskoczył Ramallo.
- O matko, jaki tu syf! - wykrzyknęła i wyjrzała z kuchni. - Od tej pory, jeśli chcecie żeby coś było z tego obiadu pod żadnym pozorem nie wchodzić do kuchni! - zawołała i trzasnęła drzwiami.
Ramallo wyszedł mówiąc, że wróci na obiad, a my z Germanem poszliśmy do gabinetu.
Usiadłam na kanapie, a on obok mnie.
Popatrzyłam chwilę na niego, ale i tak nie dane mi było dłużej, bo nachylił sie aby znowu mnie pocałować.
Fajnie sie ustawiłam z tym układem. Tam Pablo - bo brakuje mi czułości, a tu German - bo on potrzebuje czułości. Układy idealne. Szkoda tylko, że jeden nie wie że ja jeszcze z tym drugim... No cóż. Mimo, że z każdym jestem "bez zobowiązań itd" to mam cały czas wrażenie, że kogoś zdradzam...
- Jadę po Vanessę. - oznajmił mój szwagier i po zabraniu kluczyków do auta wyszedł z domu.
Ja za ten czas poszłam do pokoju Violetty, która już wróciła i plotkowała o czymś zawzięcie z Ludmiłą w swoim pokoju.
- Dziewczyny, ja tylko przypominam, że za chwilę zjawi się tu mama Fede. - zawołałam do nich stojąc w progu.
Olga dalej nie wychodziła z kuchni, nawet kiedy sama tam weszłam aby wziąć zastawę i nakryć nią stół.
Serwerki ładnie złożone; sztućce na swoim miejscu; Ramallo, Santiago, Ciotka i Priscilla już wrócili do domu. Wszyscy siedzieli na górze oprócz Olgi (kuchnia) Ramallo (ogród) i mnie oraz Fede. Staliśmy w przedpokoju i czekaliśmy na przybydzie rodzicielki chłopaka. Ubrany był w granatową koszulę w drobne białe wzorki, a jego dłonie były białe od siły z jaką ściskał je ze stresu.
- Wszystko okej? - zapytałam kładąc mu dłoń na ramieniu, a on tylko kiwnął głową uśmiechając się lekko, na znak że mocno się trzyma.
Usłyszeliśmy klucz w zamku i do domu wkroczył German przepuszczając w progu kobietę.
Miała brązowe włosy do ramion, ostro zakończony nos. Jej figura była nienaganna. Nogi wyglądały bardzo... ładnie w spodnicy do połowy uda. Miała ba sobie również żakiet, a pod nim bluzkę z dekoldem.
- Ach, jak ja dawno tu nie byłam! - zawołała. - Germanie, służba dalej u ciebie pracuje? - zapytała.
- To nie jest służba Vanesso. - odpowiedział spokojnie German, jakby w ogóle nie zirytował go ton i wypowiedź tej kobiety.
Stanęła przed Federico i mocno go uścisnęła.
- Fede! Ile to czasu sie nie widzieliśmy... 5 czy 6 miesięcy? - zapytała wypuszczajac chłopaka z ramion.
- Prawie 10. - wydusił z siebie.
- No mówiłam, że coś koło tego! - zawołał uśmiechając się i podeszła do mnie.
- Angeles. Bardzo mi miło. Jestem szwagierką Germana i...
- Służbą? Wiesz co German mógłbyś jej dać jakieś lepsze zajęcie...
- I nauczycielką Violetty. - przerwałam jej nim rozpętała awanturę z powodu mojej posady.
- Angie, gdzie jest reszta? - zapytał mój szwagier.
- Ma górze. Dziewszynki, Ciociu, Ramallo. - tego ostatniego zawołałam odwracając sie w stronę tarasu.
W końcu wszyscy zeszli.
Kiedy nasz gość witał się z Ludmiłą, do domu wszedł Lisandro.
- O no w końcu ktoś z personelu! - zawołała zadowolona. - Panie kamerdynerze czy może pan przynieść moje walizki? - zapytała.
- Yyyy... - zaczął Ramallo zamierzając się z tego sprytnie wywinąć, ale German pokazał mu palcem swoje plecy, a potem złożył ręcę jak do modlitwy.
- Oczywiście, już przynoszę. Wstawić je odnrazu do pokoju? - mówił jak prawdziwy, rasowy kamerdyner.
- Tak, proszę.
Ramallo wyszedł po walizki, a za ten czas Olga oznajmiła, że obiad podano.
Mmmm, jakie pysznośći dziś podała.
Na przystawkę zupa-krem z cebuli z grzankami i serem. Daniem głównym w ten czas była pieczeń z kaczki z jabłkami i buraczki do tego, a na deser ciepła szarlotka w lodami waniliowymi.
Priscilla była wtedy wyjątkowo małomówna.
Za to Vanessa razem z Germanem paplali całe wieki.
- Chodziliśmy razem na studia. - poinformował nas pan domu.
Opowiadali sobie o czasach studenckich i o tym, jak nawet jakiś krótki czas byli razem.
Spojrzałam zaskoczona i trochę zła na mojego szwagra.
Przecież cały jego czas na studiach był w związku z Maríą.
- To było gdy mieliśmy przerwę. - odpowiedział, kiedy napotkał oczami nasz wzrok.
Rozmawiali tak jakby... jakby German nagle przestał ją obwiniać za to, że olewała syna. Jakby znowu byli na studiach. Troche mnie to drażniło, ale w końcu do Germana ktoś zadzwonił i on odszedł odebrać, a Vanessa w końcu zaczęła gadać ze swoim synem.
Kiedy skończyliśmy Viola i Ludmiła wyszły "na podwójna randkę", Priscilla skoczyła załatwiać jakieś sprawy na mieście, Ciotka poszła grać w brydża, a Olga po tym jak skończyła zmywać wyszła do ogrodu się przewietrzyć razem z Ramallo.
Chciałam iść do gabinetu Germana, ale nie wiem... coś mnie tak tknęło nagle i spojrzałam przez prze uchylone drzwi do jego jaskini.
Stał przy biurku, tyłem do drzwi. Na biurku siedziała Vanessa. A on ją obłapiał i się z nią całował! Nie, przepraszam nie całował... To już był poziom zaawansowany etapu lizania się!
*,,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,*,
Siemka. Dawno mnie nie było, bo siedziałam na wsi i nie miałam neta :/
(Ale fajnie sie bawiłam)
Tak. German zawalił. Ale jak oceniacie Vanessę? Co o niej myślicie?
I czy German przeżyje? Jak myślicie?
5 komow=next
Całuję
~ Kasiula ;)
Ale DEBIL !!! Błagam, niech ANgie zdzieli go po ryju i to zdrowo, żeby koniec końców się ogarną. Czekam na nexta i poważny uszczerbek na dumie wielkiego kłamcy... grrrrrrrrrrrr...
OdpowiedzUsuńSorry, że z anonimowego ale nie pamiętam hasła a wolałabym załatwić sprawy ze swoim kontem w domu, na własnym sprzęcie :D
Pozdrawiam. nieogarnięty człowiek
Spodziewałam się takiej reakcji z Twojej strony. No, Germi jeszcze oberwie po swojej głupawej twarzyczce xD
UsuńDzięki za kom
Ja również pozdrawiam
Ale, że ja jestem wybuchowa czy coś? Skądże, po prostu nienawidzę prostackiego zachowania u mężczyzn, krew mnie zalewa i wgl.
UsuńNie no, nie jesteś wybuchowa. Po prostu... wydajesz się być właśnie osobą, która jak coś mówi to bardzo szczerze i dobitnie. A to jest bardzo dobra i pożądana cecha w dzisiejszym świecie.
UsuńA jeśli chodzi o facetów - tja, czasem potrafią dziewczyną dokopać, ale te zazwyczaj nie pozostają mu dłużne...